Zakaz trzymania psów na łańcuchach – tak czy nie?
Tak, kocham psy. Od zawsze. Psy od dzieciństwa były moimi najlepszymi przyjaciółmi. I koty. Pies nie przezywa, nie wyśmieje, nie okrzyczy, nie zostawi. Wręcz przeciwnie – pies będzie chodził za nami krok w krok, tęsknił kiedy wychodzimy do pracy i szalał z radości gdy wrócimy, zlizywał nasze słone łzy i wywoła uśmiech nawet gdybyśmy byli w nie wiem jak złym humorze. Ma w dupie Są takimi samymi żywymi istotami jak my. Nawet lepszymi od nas. Tak samo jak my mają uczucia. Czują ból, tęsknotę, radość, miłość. Potrafią kochać mocniej niż niejeden człowiek! A człowiek często nie potrafi tej miłości odwzajemnić. Ile się słyszy, czyta o ludziach krzywdzących zwierzęta. O psach i kotach z różnymi obrażeniami spowodowanymi przez człowieka. O psach i kotach porzuconych lub oddanych do schroniska. Mnie osobiście szlag jasny trafia jak czytam, że jakiś kot czy pies po adopcji został znów oddany do schroniska. Przecież te zwierzęta przywiązują się do ludzi. Pies pozna właściciela po latach! Oddany nagle do schroniska cierpi, a ludzie nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo! Wnerwia mnie takie przedmiotowe traktowanie zwierząt. Pisałam już kiedyś, przy okazji wpisu o zakupach przed świętami, że trąbi się naokoło, że pies to nie prezent ani nie zabawka dla dzieciaka, a ludzie i tak swoje. Niech dzieciak ma i przestanie marudzić. W ten sposób styczeń jest miesiącem najcięższym dla schronisk. Liczba trafiających tam zwierząt drastycznie rośnie, bo zaczyna się porzucanie niechcianych prezentów. Drugi taki okres jest latem, kiedy ludzie chcą wyjechać na wczasy, a nie wszędzie można zabrać ze sobą psa. Najgorsze jest to, że wiele osób idzie na łatwiznę i porzuca zwierzęta gdzie popadnie. Szkoda słów… Nasuwa się takie stwierdzenie, że ludziom żal wydawać pieniądze na czworonoga, albo po prostu ich nie mają, co przy polskich zarobkach nie jest niczym dziwnym. Człowieku, jeśli nie masz kasy albo sobie nie zdajesz sprawy jakie mogą być wydatki na psa, nie bierz go i tyle. Odnoszę wrażenie, że wiele osób podejmuje decyzję o wzięciu psa pochopnie. Nie zastanowią się, nie przemyślą, a potem kilka dni czy tygodni po adopcji oddają psa z powrotem, bo dziwny jakiś, bo agresywny, bo się rozchorował, bo coś tam. A jeszcze „lepsi” są ci, którzy idą z psem do weta, ale nie po to, by leczyć, tylko „uśpij pan, bo ja nie mam kasy”. No szlag!!! Człowieku, jeśli myślisz o wzięciu psa, to przemyśl to dogłębnie! Otwórz w tej swojej mózgownicy szufladkę z napisem „rozsądek”, tak jak otwierasz ją zawsze kiedy masz podjąć jakąś decyzję czy dokonać wyboru! Dziecko ci marudzi? Zdaj sobie sprawę, że ono nie wyprowadzi psa na spacer, nie nakarmi, nie kupi wszystkiego co potrzebne psu, nie weźmie psa do weterynarza, nie zapłaci za szczepienia czy leki! Jeśli zarabiasz do 2 tysięcy złotych i się boisz, że cię nie stać to nie bierz psa! Nie dawaj psa w prezencie, bo to ani nie zabawka ani nie powinno się dawać niczego, co wygeneruje od razu spore koszty i przewróci komuś życie do góry nogami, bo nie każdy sobie z tym poradzi! Ale o tym można by napisać oddzielny wpis, a temat dzisiejszego jest zupełnie inny.

Czy łańcuch naprawdę jest taki zły?

Pojawiają się ostatnio informacje, że PiS chce wprowadzić zakaz trzymania psów na łańcuchach. Taki zakaz jest już w większości europejskich krajów, więc nie powinniśmy być gorsi. Jest to jednak dość kontrowersyjny temat. Nie każdy się z tym zgodzi. Mam wrażenie, że najbardziej pieją z radości i zachwytu mieszczuchy, których nogi nigdy nie postały na wsi i nie mają zielonego pojęcia jak tam jest. Zawsze tak jest, że najwięcej mają na dany temat do powiedzenia ci, którzy najmniej na ten temat wiedzą. Ja też mieszkam w mieście, ale większość dzieciństwa spędziłam na wsi i często tam bywam, więc wiem jak tam wygląda sytuacja. Owszem, wspomniałam już, że kocham zwierzęta i zależy mi na ich dobru, jednak co do zakazu łańcuchów mam niestety mieszane uczucia. Z jednej strony łańcuch jest ograniczeniem ich swobody, ale z drugiej, wcale nie muszą cierpieć, jeśli łańcuch będzie odpowiednio długi, w odpowiednim miejscu, jeśli psy będą mieć zapewnione jedzenie, picie, ciepłą budę/schronienie i oczywiście kontakt z człowiekiem nie tylko wtedy kiedy przynosi im jedzenie i wodę. Przyznam się, że u moich rodziców zawsze były psy. I zwykle były na łańcuchach. Teraz też jest psiak na łańcuchu. I ma jedzenie, picie, budę, może też schować się w szopie. Łańcuch ma długasierny i biega jak wariat. Co trochę ktoś z nas do niego przychodzi i się z nim bawi, a na pole wychodzi się często, bo są też inne zwierzęta (kury, kaczki) i różne rzeczy do zrobienia. Nawet nie protestował kiedy został uwiązany pierwszy raz. Po prostu, niestety, na wsi panuje zwyczaj z dawien dawna, że psy mają być panami podwórek i obszczekiwać obcych, by wyperswadować im chęci wejścia na podwórko. Poza tym, człowiek w domu nie sterczy cały czas w oknach. Zawsze jest jakieś zajęcie. Nie zawsze też usłyszy się, że ktoś puka do drzwi czy w okno. Zwykle pierwszym sygnałem, że ktoś idzie lub coś się dzieje, jest szczekanie psa. Przed Kajtkiem był Reks. On nigdy nie był uwiązany, bo miał kark równy grubością z tułowiem i głową, więc z łatwością zdejmował obrożę. Był jednak wspaniałym psem, towarzyszem, ale nie dało się go upilnować. Łaził poza podwórkiem, ale nigdy nie chodził po ulicy. Po chodniku tak, zawsze czekał siedząc na chodniku jak kogoś z nas nie było w domu. Wszędzie za nami łaził. Nocami bałam się o niego. Niestety raz źle trafił i ktoś „życzliwy” go zdzielił chyba widłami. Biedak, płakać mi się chciało jak go zobaczyłam. Raz też czymś się struł, bo był łapczywy na łakome kąski. Odszedł w wieku 14 lat. Jednak takie psy jak Reks są rzadkością… i po nim przez ponad rok nie mieliśmy psa i kiedy dwa razy ktoś pukał nam w okno około północy, bo późno chodzimy spać, stwierdziliśmy, że bez psa ani rusz. Teraz mamy Kajtka, młodego wariata, którego zostaliśmy zmuszeni dać na łańcuch. Nie sposób go było czegoś nauczyć. Ścigał kury i kaczki na podwórku, ciągle wychodził poza, pchał się do sąsiadów do innych psów albo biegł w stronę chodnika i ulicy. Ze dwa razy przegryzł obrożę. Raz to była niedziela, wyszłyśmy z mamą z domu, bo wracałam do Krakowa i szłam z bambetlami do koleżanki po sąsiedzku. Jechałam z nią autem. Nagle zobaczyłam za ogrodzeniem czarnego psa. Za chwilę poznałam Kajtka i jak zawołałam, ten wcisnął się pod siatką na podwórko i do nas przybiegł. Złapałyśmy go i mama go przypilnowała, żeby już nie uciekł dopóki tata nie naprawi obroży. Nie wiem co by było gdybyśmy akurat nie wychodziły… Niestety na wsi psy są poza kontrolą. Trzeba by było cały czas z nimi siedzieć na podwórku, a tak się nie da. Łańcuchy są więc ostatecznością. Ewentualnie kojce. Choć nie powiedziałabym, że kojce o wymiarach 2 x 2 m są lepszym rozwiązaniem od łańcuchów. Psy potrafią ranić się o kraty próbując je sforsować. Jednak u mojej koleżanki, duży pies, Rambo, po tym jak kilka razy wyszedł poza podwórko, dostał kojec i teraz nie ucieka. Wszystko zależy od psa.

Gdy pies opuści podwórko

No dobrze, skoro jednak tak wiele osób nie ma pojęcia o tym, co może się stać kiedy pies opuści podwórko to ja napiszę. I co może się stać kiedy zakaz wejdzie w życie i nagle wszystkie uwiązane psy zostaną spuszczone z łańcuchów. Otóż, dla psa opuścić swoje podwórko to żaden problem. Cwaniak przeciśnie się przez dziurę, zniszczy ogrodzenie, przeciśnie się pod ogrodzeniem, wyjdzie przez niedomkniętą furtkę, a duży pies nawet wyskoczy przez ogrodzenie. Tymczasem poza podwórkiem na psa czyhają niebezpieczeństwa, a jednocześnie sam stanowi zagrożenie dla otoczenia jeśli jest agresywny.

Niebezpieczeństwa, jakie czyhają poza domem

Pies, który wychodzi poza podwórko, znajduje się w niebezpieczeństwie. Zagrożone jest nie tylko jego zdrowie, ale i życie! Dlaczego? Otóż:
  • może wyjść na ulicę i wpaść pod samochód – i to nie musi być tylko wina psa. Kierowcy też nie mają niestety oczu dookoła głowy, a często i serca pozostawiając ranne zwierzę bez pomocy;
  • może zostać zaatakowany przez innego psa/dzikie zwierzę – w większym niebezpieczeństwie są małe psy, które w starciu z dużymi psami/ dzikimi zwierzętami, nie mają żadnych szans;
  • może zostać skrzywdzony przez obcego „życzliwego” człowieka – smutne ale prawdziwe. Ktoś komu nie podoba się obecność obcego psa może uderzyć, niektórzy ludzie wystawiają trucizny, nie tylko specjalnie na psy, ale na szczury. Zakładają też pułapki, ale robią to nieumiejętnie, w nieodpowiednich miejscach, a przynęta z pułapki jest dla psa też niestety łakomym kąskiem;
  • jest narażony na zarazki i choroby – poprzez kontakt z nieszczepionymi psami i kotami i ich odchodami, czy też przez kontakt z dzikimi zwierzętami i ich odchodami;
  • może wpaść w jakąś dziurę, zgubić się, zranić uciekając przed czymś czego się przestraszył;
  • suczki mogą zostać zapłodnione przez nieodpowiednich samców. – O rozmnażaniu więcej napiszę później. Jednak suczki są w związku z tym narażone na ogromne niebezpieczeństwo. U kotów tego problemu nie ma, bo mimo różnorodności ras, wielkość ich jest podobna. Natomiast u psów przy ogromnym zróżnicowaniu ras, jest też zróżnicowanie ich wielkości. Są malutkie psy takie jak pinczerki, ratlerki, chichuahua i są ogromne jak owczarki, labradory czy bernardyny. Wyobrażacie sobie sunię pinczerka zapłodnioną przez owczarka? Niestety zwykle nie znamy ojca szczeniąt. Nie mamy kontroli nad tym jakie psy kręcą się koło naszej suni. Szczenięta dużych ras też zwykle są większe od szczeniąt małych ras, co powoduje, że mała sunia zapłodniona przez dużego psa może mieć problem z ich urodzeniem. Może nawet nie przeżyć porodu!

Niebezpieczeństwa, jakie stwarza pies poza domem

A teraz odwróćmy sytuację. Pies nie tylko jest w niebezpieczeństwie, ale i sam je stwarza. Dlaczego? Otóż:

  • może zaatakować człowieka czy innego psa/dzikie zwierzę – wyobrażacie sobie, że wasze dziecko wracające ze szkoły czy bawiące się poza domem zostaje pogryzione przez psa? Owszem, z natury psy nie są agresywne. Ich zachowania w dużej mierze zależą od właściciela i jego metod wychowawczych. Nie zapominajmy jednak, że pies pochodzi od wilka i sprowokowany jakimś bodźcem czy odczuwający zagrożenie może zaatakować. Może też pogryźć się z innym psem – o jedzenie, o innego psa, o kota itp.;
  • może spowodować wypadek – duży pies kiedy wtargnie na ulicę, nie różni się wiele od dzikiego zwierzęcia, które może wyskoczyć przed maskę naszego auta kiedy przejeżdżamy przez las. Zderzenie z takim psem może skończyć się źle nie tylko dla niego, ale też dla jadących samochodem.
  • psy mogą połączyć się w grupy – watahy psów to najgorsze, co może być. Psy pochodzą od wilków i dlatego w watahach czują się o wiele pewniej. Wystarczy, że jeden pies zaatakuje ofiarę, reszta się przyłącza, a warto wspomnieć, że psy, tak jak wilki, nie zabijają najpierw ofiary, tylko jedzą ją żywcem;
  • może zagrażać innym zwierzętom na podwórku – zwłaszcza ptakom. Nawet młody pies, który nie jest agresywny, ale tylko chce się bawić z kurą, może nie tylko ją przestraszyć, ale poranić zębami czy pazurami nie zdając sobie sprawy, że są one tak ostre i może skrzywdzić choć nie chce.

Niekontrolowane rozmnażanie

To tak w skrócie, na tyle. Przejdźmy do kolejnego bardzo ważnego problemu, jaki jest na wsi, a może drastycznie się zwiększyć jeśli spuścimy z łańcuchów wszystkie psy. Rozmnażanie. Niestety, ludzie albo nie znają takich pojęć jak sterylizacja czy kastracja albo szkoda im na to pieniędzy. Wiele osób, zwłaszcza starszych, żyjących za marne emerytury, po prostu nie ma pieniędzy. Na wsiach często nie ma też profesjonalnych gabinetów weterynaryjnych i trzeba ze zwierzęciem jechać do najbliższego miasta, żeby zrobić nie tylko zabieg, ale też zwykłe szczepienia, badania jeśli zwierzę jest chore. U moich rodziców na wsi chodzili niegdyś weterynarze i szczepili psy, ale kiedy ostatnio byli, nie pamiętam… a niestety nie każdy ma możliwość zawieźć zwierzę do miasta nierzadko oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów. Nie powinno to stanowić problemu, bo ludzie ze wsi w większości dojeżdżają do miast do pracy, ale niestety stanowi, zwłaszcza dla osób starszych, które miewają problemy zdrowotne i nie jeżdżą samochodami. To powoduje, że odsetek psów i kotów niesterylizowanych/niekastrowanych jest ogromny! Owszem, kotów tym bardziej nie uwiążemy i nie upilnujemy, ale kocie mioty nie są tak problematyczne jak psie, choć bezpańskich czy porzucanych kotów nie brakuje. Przeciętnie kotka dwa razy w roku rodzi do pięciu kociąt. Nie spotkałam się z miotem większym niż pięć. Natomiast suczki rzadko rodzą mniej niż 5 szczeniąt, ba, nierzadko zdarzają się mioty około 10 szczeniąt, a nawet ponad!!! Wyobraźcie sobie teraz drogie mieszczuchy małą wieś liczącą około 3 tys. mieszkańców. Przeciętnie mamy 3 osobowe rodziny i na rodzinę dom, więc około 1 tys. domów. Powiedzmy, że w 3/4 z tych domów jest co najmniej 1 pies. Powiedzmy, że wśród tych 750 psów 500 jest bez zabiegów, z czego 400 na łańcuchach. Około połowa to suczki. Nagle spuszczamy te 400 psów z łańcuchów i wychodzą poza podwórka. Owszem, wszystkie 200 suczek nie będzie mieć cieczki w tym samym czasie, ale przyjmijmy dwa mioty rocznie (wiosną i jesienią). Wyobraźmy sobie, że każda z tych suczek rodzi rocznie dwa mioty po 10 szczeniąt. Daje to rocznie 4 tys. szczeniąt!!! Zabraknie dla nich domów! Nawet miejsc w schroniskach! I tak sytuacja jest taka na wsiach, że komuś urodzą się szczeniaki to potem rozdaje po sąsiadach, a że jest coraz trudniej, bo psy ma już niemal każdy to ucieka się do pozbycia szczeniaków w okrutne sposoby! Temu trzeba zapobiec, a nie zakazywać łańcuchów!

Pies jest zależny od człowieka

Powiecie mi, drogie mieszczuchy, że kotów jakoś nie musimy pilnować, nic im się nie dzieje itd. Owszem, powinniśmy o nie też dbać, ale kota trudniej jest utrzymać na wsi niż psa. Koty mają jeszcze więcej sposobów na opuszczenie podwórka, bo potrafią chodzić po drzewach, płotach, dachach. Czyhają na nie te same niebezpieczeństwa, co na psy, ale psa uwiążesz albo zamkniesz w kojcu. Kota nie. Poza tym mioty kocie nie są aż tak liczne, więc tragedii z tym nie ma. Zarówno psy jak i koty człowiek sam udomowił. Różnica jest jednak taka, że psy zostały stworzone całkowicie zależnymi od człowieka. Kot upoluje mysz, ptaka, więc z głodu nie umrze. W razie ataku ze strony np. psa, ucieknie na płot, drzewo, czy przez jakąś szparę, bo jest mały. Pies przeciwnie. Nie zdobędzie sam jedzenia, nie ucieknie przed wrogiem. Jest bezbronny i bez człowieka sobie nie poradzi. Samo to jest krzywdą. Pies, który znajdzie się poza podwórkiem nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństw. Niestety spuszczony z łańcucha po długim czasie, będzie z początku zagubiony. Niedawno, bo w sobotę po święcie Trzech Króli, na wsi u rodziców około godziny 14 zobaczyłam biegnącego chodnikiem dużego psa. Za chwilę leciał z powrotem w te pędy, jak by go ktoś przegonił. Za chwilę jednak znowu chodził i to po ulicy! Po ruchliwej, głównej ulicy!!! Przyjechał do mnie kuzyn, krótko był, bo tylko coś przywiózł i się spieszył, a jak wychodził to zobaczyłam obok jego auta drugiego psa. Dwa duże psy biegały po chodniku i ulicy! Latały jak opętane, nie wiedziały co ze sobą zrobić. Jestem pewna, że komuś uciekły. Komu, nie wiem. Wiem tylko, że właścicielowi mającemu wszystko gdzieś… wolącemu grzać dupę w ciepłym domu niż zauważyć, że uciekły mu psy i stwarzają zagrożenie. Bo nie wierzę, żeby w sobotę, w taki mróz jaki wtedy był, w środku długiego weekendu kogoś nie było w domu! Psy zniknęły około 16. Rychło w czas. Przez te dwie godziny mogła wydarzyć się tragedia…

Czy w mieście psom jest dobrze?

Powiedzcie mi, mieszczuchy, jak to jest. Drzecie się o łańcuchy, a przecież prowadzicie swoje psy na smyczach z tych samych powodów, co trzymane są na łańcuchach. By nie uciekły, by mieć nad nimi kontrolę, by były bezpieczne. Drzecie się, że pies na łańcuchu cierpi – a czy wasze psy czasem nie cierpią zostawiane codziennie na większość dnia same, zamknięte w domu, bez spaceru poza porannym, bez jedzenia poza tym co rano dostały i zjadły? Wy sobie wyjdziecie na balkon, a im nie wolno, bo wypadną. Miło im jest sterczeć pod tymi drzwiami i obijać nos o szybę kiedy chciałyby wyjść? Miło im jest być prowadzonym na smyczy i ciągniętym przez was, bo mają iść tam gdzie wy chcecie, a nie wy, tam gdzie pies chce? Tak źle i tak niedobrze. Ale pies nie narzeka. Fakt, nie ma głosu, żeby powiedzieć, co myśli. Jednak wydaje mi się, że pies jest w stanie przyzwyczaić się do każdych warunków jeśli tylko ma kontakt z człowiekiem. Jeśli tylko ma bliskość. Jeśli tylko nie jest zostawiony sam sobie. Pies jest szczęśliwy kiedy ma kontakt z człowiekiem, bez względu na to czy jest na łańcuchu, w kojcu, czy nie. Zastanówcie się więc nad tym waszym hura optymizmem.

Zapraszam na wieś

Jeśli nadal nie jesteście przekonani to zapraszam na jakiś czas na wieś. Przejdźcie się albo przejedźcie na rowerach po wsi. Miło wam będzie kiedy z jednej strony przy każdej bramie, którą omijacie, obszczekuje was wniebogłosy pies, sprawiając wrażenie, że gdyby mógł wyjść to pożarłby was w mgnieniu oka? Miło wam będzie kiedy z drugiej strony za wami co chwila pobiegnie jakiś pies ze szczekaniem, chcąc najchętniej złapać was za nogawkę spodni, a najlepiej za nogę? Albo rzuci się na wasze zakupy z myślą, że macie tam kawałek kiełbasy? Miło wam będzie kiedy z trzeciej strony, na ulicy co chwilę będziecie natykać się na przejechane psy? Raczej nie… Takie rzeczy się zdarzają nawet mimo, że większość psów jest na łańcuchach czy w kojcach. Jeśli wejdzie w życie zakaz i te psy zostaną nagle spuszczone, to będzie psi ARMAGEDON!!! Poza tym ludziom zostanie tylko możliwość zbudowania psom kojców, a kojec 2 x 2 m jest też uwięzią. Jak klatka w zoo, a nawet gorzej, bo pies w takim kojcu i tak ma mało ruchu. Więcej ruchu pies ma na tym łańcuchu. Przecież ten łańcuch może mieć kilka metrów, a nie jeden i pies będzie w miarę swobodnie biegał.

Zanim zakaże się łańcuchów

Szanownym politykom zaś radzę zająć się na początek innymi ważnymi sprawami, które powinny być załatwione przed ewentualnym zakazem uwięzi, żeby właśnie zapobiec takiemu armagedonowi. Jakie to sprawy? Otóż:
  • na każdej wsi powinien być weterynarz, który zrobi szczepienia, obejrzy chorego psa i ewentualnie pomoże osobie, która sama nie ma możliwości, przewieźć psa do lecznicy;
  • zabiegi sterylizacji/kastracji powinny być wszędzie dostępne i za darmo, przynajmniej dla właścicieli z trudną sytuacją materialną. Zapobiec rozmnażaniu to konieczność!!!;
  • pomoc finansowa właścicielom, w celu zbudowania kojca czy stworzenia psu warunków w mieszkaniu;
  • zapewnienie wszędzie dostępności szczepień, obowiązkowego chipowania itd;

Poza tym ciekawi mnie bardzo jak politycy wyobrażają sobie egzekwowanie tego zakazu. Myślą, że ludzie będą się do tego stosować? Kto ich za to i jak ukarze? Będą kontrole raz w tygodniu/miesiącu? Uważam, że niestety to nic nie da. Ludzie nadal będą swoje robić. Tak to już niestety jest…