Kiedy dwa tygodnie temu pisałam o szkole, uznałam, że podobnie jak temat języka, tematem rzeką jest również WF. To znów z powodu niechęci dzieciaków do tych lekcji. Kiedy chodziłam do podstawówki czy gimnazjum, nie pamiętam, jak słowo daję, żeby ktoś miał zwolnienie, no chyba, że czasowe, bo się nabawił jakiegoś urazu w domu czy gdzieś poza szkołą. W liceum natomiast parę osób miało zwolnienie. Jedna koleżanka miała źle rozwiniętą rękę od urodzenia. W tym przypadku zwolnienie jeszcze można zrozumieć, choć drugą rękę miała sprawną i jakby chciała to by sobie poradziła. Jednak zwolnienia miało jeszcze parę osób, które były raczej zupełnie zdrowe. Dlaczego? Nie wiem. Cóż, to była ich sprawa. Ja pomimo, że nie był to mój ulubiony przedmiot w szkole i nigdy nie byłam super wyćwiczona, nie miałam zwolnienia. Nie miałam, bo uważałam, że może dzięki temu, że właśnie będę ćwiczyć, będę coraz lepsza? Z własnego doświadczenia, bo przecież chodziłam do szkoły i zawsze ćwiczyłam, jestem jednak w stanie stwierdzić jakie są powody masowego zwalniania się uczniów z WF-u. Najczęściej chyba powodem zwolnień z WF jest lenistwo i niechęć do ruchu spowodowana przyzwyczajeniem się do siedzenia. Jednak kilka innych powodów też można znaleźć:
1. Zły sposób prowadzenia zajęć. – Podobnie jak lekcje języka, lekcje WF-u też są źle prowadzone. Wiadomo, ilu wuefistów tyle sposobów prowadzenia lekcji. Większość jednak robi to źle. Dlaczego? Oto kilka podstawowych błędów:
– Uczniowie to nie sportowcy no i nie dorośli – Wielu wuefistów zaczyna lekcje od bardzo mocnego wycisku na rozgrzewce. Owszem, rozgrzewkę trzeba zrobić, żeby potem nie było, że dzieciaki do szkoły nie przyszły, bo nie mogły z łóżka wstać po WF-ie, ale do diabła, lekcja trwa 45 minut, więc dzieciaki nie muszą być aż tak rozgrzane jak na pełny mecz piłki nożnej czy pięciosetowy mecz siatkówki! I jeszcze to marudzenie, że to nie tak tamto nie tak, źle robisz… no przecież każdy robi tak jak potrafi, tak jak daje radę i z czasem może robić postępy. Nie można zmusić osoby nierozciągniętej, by robiąc skłony w siadzie płotkarskim dotknęła czołem kolana! Po tak intensywnych lekcjach, kiedy w grę wchodzi jeszcze stres, wychodzi się tak wykończonym i spoconym, że jeśli to była pierwsza lekcja, wstyd siedzieć na pozostałych w upoconej i śmierdzącej koszulce;
– Jak nie za mocno to olewka – Zbyt intensywne lekcje, bez pozwolenia uczniom na odrobinę luzu i poodbijanie piłki między sobą przez siatkę czy pokopanie to przesada, ale przesadą jest również taka totalna olewka. Czasem nawet wuefista każe uczniom, żeby sami zrobili sobie rozgrzewkę. No to przebiegną parę kółek wokół hali, a potem zrobią parę ćwiczeń, bo wuefista zarządzi, że każdy ma wymyślić po 1-2 ćwiczenia. Potem rzuca im piłkę i słowa „grajcie sobie” co skutkuje tym, że dzieląc się sami na drużyny dobierają się wg tego kogo najbardziej lubią lub co gorsza wg tego kto jest lepszy, a kto gorszy. Lepsze osoby dobiorą się razem, a gorsze nie mają z nimi szans. To właśnie wuefista powinien dokonać podziału lub go koordynować, żeby wszyscy mieli równe szanse, a nie!;
– wieczne narzucanie uczniom co mają robić –  a może by tak zapytać co chcieliby robić? Pozwolić im od czasu do czasu zdecydować w co chcą grać? Tylko, żeby się nie pobili, bo jeden chce w siatkę, drugi w kosza, a trzeci w piłkę nożną…;
– małe urozmaicenie zajęć – wszyscy odbębniają zajęcia wg schematu: rozgrzewka i granie w coś, ewentualnie jakieś pojedyncze lekcje z ćwiczeniami techniki różnych gier zespołowych czy z ćwiczeniami na oceny. A może by tak włączyć w to trochę zabawy? Ja pamiętam grę w zbijaka. Stało się kółku i odbijało między sobą piłkę. Jedna osoba była w środku w kole. Trafiała tam każda, która nie odbiła lub źle odbiła piłkę uniemożliwiając kolejnej osobie jej odbicie. W kółku można było być w pozycji na klęczkach lub w kucki. Żeby wyjść z koła trzeba było złapać piłkę. Dodatkowo osoby odbijające między sobą piłkę mogły uderzać w osoby siedzące w kółku, ale jeśli taka osoba nie trafiła, wchodziła do koła. Jeśli ktoś ze środka złapał piłkę to wszystkie osoby wychodziły, a wchodziła ta, po odbiciu przez którą piłka została złapana. Zabawa była super i zawsze chcieliśmy się w to bawić. W podstawówce kiedy mieliśmy WF z panią, mieliśmy zajęcia z aerobiku. To też mi się podobało. Uważam, że aerobik czy zumba powinny być nieodłącznym elementem lekcji WF-u! A jak mając WF na studiach usłyszałam, żebyśmy na następne zajęcia przyniosły sobie skarpetki na zmianę, bo będą rolki to przecież wprost nie mogłam się doczekać! Najpierw były ćwiczenia z rolkowym obciążeniem na nogach, bardzo fajne, a potem jeżdżenie po hali w kółko. Właśnie, szkoda, że nie wyszłyśmy z tym do parku, ale było trochę łamag mających 1 raz rolki na nogach, które bały się puścić drabinki, by się nie przewrócić i nie nabić sobie siniaczka. W parku takie wiele by nie nawojowały. 😀 A jaką frajdę dzieciaki by miały gdyby w ramach wuefu poszły z nauczycielem zimą na lodowisko, a wiosną na prawdziwy stadion, halę czy kort tenisowy. Albo wycieczka rowerowa. No ja byłabym zachwycona!;
2. Zły system oceniania – WF to zupełnie inne lekcje. Nie ma sprawdzianów czy ustnych odpowiedzi. W programie są określone ćwiczenia, które trzeba przeprowadzić z uczniami i wystawić oceny za ich wykonanie. Tylko, że znów zapomina się o tym, że uczniowie to nie sportowcy mający zawsze równe szanse. Jedni są lepsi, a inni gorzej sprawni fizycznie. Jeden zrobi 40 albo i więcej brzuszków w te 30 s., a inny ledwie 20. Czy to musi oznaczać, że ten co zrobił 40 dostanie 5, a ten co 20 dostanie 2 lub 3? Moim zdaniem każdy powinien być oceniony indywidualnie. To, że ktoś wysoko postawił poprzeczkę nie znaczy, że wyniki wszystkich należy przyrównywać do tego najlepszego. Poza tym uważam, że dobrze byłoby dać możliwość tym słabszym zrekompensowania gorszych ocen np. oceną z aktywności. Ja niemal na każdych lekcjach miałam tak, że jak ktoś uzbierał 5 plusów za aktywność, dostawał 5 do dziennika. Na każdej lekcji, tylko nie na WF-ie. Niby dlaczego? Przecież taka ocena, na którą złożyłyby się plusy za aktywność, starania, postępy i frekwencję (mam tu na myśli samo ćwiczenie na lekcji, a nie nieobecność), naprawdę mogłaby podwyższyć ocenę końcową. Bo czy dla was to jest dziwne, że uczeń, który ma same piątki, a z WF jest słaby, nie ma ochoty, by zła ocena z takiego przedmiotu popsuła mu średnią? Dla mnie nie.;
3. Obawy uczniów o bycie tym gorszym – Oj, sama coś o tym wiem. Dokładnie to przerabiałam na własnej skórze… Zawsze najmniejsza, najdrobniejsza w klasie… nie miałam szans. Obawa przed potępieniem ze strony nauczyciela, ale i ze strony kolegów, a koledzy potrafią dać mocno w kość… Wyśmiewają się, wytykają palcami… Wybieranie do drużyn – zawsze najsłabszy zostaje na koniec, bo nikt go nie chce… ale w końcu gdzieś dołącza i zaczyna się granie i może sobie biegać, latać, czekać, wyciągać ręce, a piłka i tak nigdy do niego nie trafi, no chyba, że przypadkowo, tylko dlatego, że ktoś inny upuści, bo wszystkim się wydaje, że taki może tylko wszystko zepsuć, bo mu i tak zaraz odbiorą piłkę, bo nie dorzuci do kosza, bo nie przebije piłki nad siatką. To właśnie było dla mnie najgorsze. Były trudne momenty, chwile zwątpienia, ale w sumie nawet motywowało mnie to, żeby próbować, próbować być lepszą, wzbudzało we mnie chęć pokazania im, że nie mają racji uważając mnie za słabeusza, choć próbowali zawsze mi pokazać, że jestem do niczego… niewiele to dawało, ale przynajmniej nie miałam ochoty załatwiać zwolnienia z ćwiczeń, ba, mama by w życiu na to nie pozwoliła. 😉 ;
4. Brak motywacji – I to jest tak naprawdę kolejny błąd nauczycieli. To oni powinni zadbać, by uczniowie mieli motywację, a zwłaszcza ci słabsi, którzy ciągle mają chwile zwątpienia w swoje możliwości, co jest potęgowane przez zachowanie kolegów wobec nich. Nauczyciel powinien umieć porozmawiać, pocieszyć, a nie tylko cisnąć i gnębić;
5. Brak programów lekcyjnych dla osób niepełnosprawnych, z wadami – Nauczycielom się nie chce samym nad tym myśleć. Mają całą grupę, więc nie chcą dzielić lekcji na to, by jednej osobie z wadą kręgosłupa ułożyć inne ćwiczenia i jeszcze pilnować zarówno jej jak i reszty. A moim zdaniem nawet ktoś kto nie może biegać czy jeździ na wózku, może sobie porzucać do kosza czy poodbijać piłkę nawet z kimś zdrowym;

6. Pot – Chłopaków to mało obchodzi, ale dziewczyny, zwłaszcza nastoletnie, które zachowują się jak księżniczki, stwierdzają, że nie będą ćwiczyć, bo nie mają zamiaru śmierdzieć potem przez cały dzień. To tylko pokazuje jak są nienormalne. Za moich czasów nie zwracało się uwagi na to, że się śmierdzi, ba, nie brakowało osób, które koszulkę miały na sobie i tylko zdejmowały bluzę w szatni, a po lekcji z powrotem zakładały bluzę na tą koszulkę;

7. Łatwość w uzyskaniu zwolnienia – Tu wykraczamy już poza lekcje WF-u. Niestety teraz każdy lekarz wypisuje zwolnienie z byle powodu. Moim zdaniem należałoby zaostrzyć tą procedurę. Lekarz powinien mieć solidne dowody, wyniki badań, orzeczenie specjalisty, a nawet orzeczenie o niepełnosprawności, niezdolności do aktywności fizycznej. Nie powinno być tak łatwo.
To kilka podstawowych powodów plagi zwolnień. Pewnie jeszcze coś by się znalazło, ale te są moim zdaniem najważniejsze. Ja też nie lubiłam za bardzo WF-u, a teraz? Jeżdżę na rowerze, rolkach, ćwiczę… i jestem pewna widząc dziś moje niektóre koleżanki, ba, większość, to wydaje mi się, że na rolkach nie przejechałyby nawet kilometra albo ledwo zrobiłyby te 10 przysiadów… ostatnio zwariowałam na punkcie zumby, choć może muzyka, do której się tańczy to nieco nie moje klimaty. Wiem, że blogi prowadzi dużo dzieciaków – głównie gimnazjalistów, tylko jak zrobić, by to do nich dotarło? Ludzie, to, że macie jakąś niesprawną nogę i nie możecie biegać, nie znaczy, że nie możecie ćwiczyć. Macie, do diabła, zdrowe ręce! Macie niesprawną rękę, ale macie zdrowe nogi, prawda?! Nie rezygnujcie tak łatwo z ćwiczeń, bo gdybyście naprawdę nie mogli ćwiczyć to wiedzcie, że bardzo byście wtedy tego chcieli! No i dziewczyny – okres to nie powód do niećwiczenia, wierzcie mi! Dla mnie WF pierwszego dnia był wybawieniem! Musicie wiedzieć, że ruch jest najlepszy na ten ból!!!
Na koniec opowiem wam o mojej najlepszej lekcji WF-u. Jedną z najlepszych był oczywiście zajęcia podczas studiów z jazdą na rolkach, jak już wcześniej wspomniałam, ale tak naprawdę najlepszą lekcję WF-u miałam w liceum. Lekcja pierwsza, godzina 7:10. Gramy w kosza Hurra! O dziwo moje nieco ponad 150 cm nie przeszkadzało mi akurat w tej grze. Tego dnia zdarzyła się jednak niecodzienna sytuacja. Dwie sporo wyższe ode mnie dziewczyny z drużyny przeciwnej złapały mnie w „kleszcze”. Jedna nabiegła z jednej strony, druga z drugiej i obie wpadły na mnie w tym samym momencie, bo ja pędziłam z piłką jak szatan pod kosz, bo dostałam ją ciut za wcześnie. Ustaliłam sobie już dawno taką taktykę, że nie wdaję się w pojedynki o piłkę tylko czekam blisko kosza na podanie i rzucam. To zawsze mi wychodziło. Tego dnia jednak pędziłam pod kosz i obie wpadły na mnie jednocześnie. Piłka mi odskoczyła do przodu, ręka poleciała dwa razy szybciej, zawadziła środkowym i serdecznym palcem o piłkę i wygięło je niemal do pionu, po czym straciwszy jednocześnie równowagę runęłam prosto na tą rękę i te wygięte palce. Ból nie do opisania. Leżałam przez moment chcąc się chwilę pozbierać, ale próbując się podnieść usłyszałam jak pani nade mną drze się na dziewczyny i znów leżałam plackiem, bo nie mogłam wstać ze śmiechu. Nagle usłyszałam słowa: „Musicie na nią uważać, jest mniejsza i słabsza od was!” O nie, pomyślałam, ja ci kobieto pokażę. Zerwałam się na równe nogi. Ból nie ustawał, więc rozmasowałam trochę te palce i spróbowałam nimi poruszyć. Udało się. Delikatnie, ale udało. Wzięłam więc piłkę, zakozłowałam parę razy i stwierdziłam, że pomimo bólu i tego, że czerwone jak pomidory palce wykazywały tendencję do puchnięcia, mogę dalej grać. Pani zarządziła, że wrzucam piłkę z boku. Dały mi te paluchy takiego kopa, że wychodziło mi nagle wszystko. Walczyłam nawet o piłkę jak równa z równą i nawet mi się to udawało. O rzutach nawet nie wspominam… z każdej pozycji – z daleka, z bliska, z dwutaktu, z rzutów osobistych – wchodziło mi wszystko! Mina babki BEZCENNA!!! Nie zapomnę tego do końca życia. Wierzcie mi, dla takich chwil warto żyć, yyyy, ćwiczyć!!!