Internet – wielka siła dobra, ale nie do końca

Od nieco ponad tygodnia żyjemy jakby w innym świecie. Gorączkowo śledzimy to, co dzieje się na Ukrainie. Głównym źródłem informacji jest oczywiście internet. To największe „narzędzie” do rozpowszechniania informacji, jakie istnieje. Dzięki temu tkwi w nim wielka siła dobra, ale niestety nie do końca. W sieci dzieje się też wiele negatywnych rzeczy. Takie sytuacje, jak obecna pokazują to najlepiej.

Internet potrafi zjednoczyć

Po wybuchu wojny w sieci zaroiło się od informacji o możliwościach pomocy Ukraińcom uciekającym przed wojną. Zbiórki pieniędzy, rzeczy i inne inicjatywy zjednoczyły w moment niemal cały nasz naród. W każdym mieście miejsca, gdzie zbierane były dary zapełniły się w zastraszającym tempie. Pokazaliśmy, że potrafimy. Potrafimy schować znieczulicę i swoje ego. To jest piękne, ale… czy byłoby możliwe, gdyby nie było internetu? No właśnie… Dzięki szybkiemu rozchodzeniu się informacji cała Polska mogła się w jednej chwili dowiedzieć, że można pomóc, jak, gdzie zawieźć dary i jakie. Bez internetu nie byłoby szans, żeby wszyscy się tego dowiedzieli i to tak szybko. Podziwia nas teraz cały świat. Miło, ale… znając naszą historię nie umiem nie myśleć o tym, co by było, gdyby nas to dotknęło. Czy nam by wtedy ktoś pomógł, czy znów zostalibyśmy sami, jak w 1939? Miejmy nadzieję, że ta parszywa sytuacja jednak zostanie w końcu zażegnana. Na razie jednak wszyscy drżymy o to, co będzie dalej. Najważniejsze, żeby nie popadać w paranoję. I tu właśnie internet działa na niekorzyść.

Wojenna dezinformacja

Internet to źródło ogromu informacji, wśród których wiele jest nieprawdziwych. Tak zwane fake newsy niestety nie są łatwe do odróżnienia od prawdziwych. Wojna zaś sprzyja niestety dezinformacji. Nawet informacje podawane przez media nie są często konkretne, a ludzie nie czytają dokładnie i nie zwracają uwagi na takie szczegóły, jak choćby zwrot: „nieoficjalne”. Oznacza on, że informacja nie jest pewna, bo nie została potwierdzona. Media podają każde najmniejsze newsy, jakie zasłyszą od kogokolwiek, a dopiero później je potwierdzają lub sprostowują. Prowadzi to do dezinformacji, której skutki są opłakane.

Początek wojny. Rozchodzi się informacja, że zostaną wstrzymane dostawy paliwa i zamknięte stacje. Wybucha panika, na której zależy Rosji. Sznury aut w kolejkach do stacji, a w dystrybutorach zaczyna brakować paliwa choć stacje uspokajają, że wystarczy go dla wszystkich. Ludzie wykupują całe kanistry. Po chwili stacje zaczynają podwyższać gwałtownie ceny, aby zmniejszyć popyt. Jeden wielki dramat. Podobna sprawa z pieniędzmi. Kolejki do bankomatów, aż w końcu zaczęło brakować w nich gotówki. Niestety ludzie łykają jak pelikany wszystko, co czytają i kończy się to, jak kończy. Nie wariujmy, kochani, tylko sprawdzajmy rzetelność informacji, zamiast we wszystko ślepo wierzyć. Nie udostępniajmy też niezweryfikowanych informacji, bo w ten sposób sami przyczyniamy się do dezinformacji i niepotrzebnej paniki. Tylko spokój nas może uratować, taka jest prawda.

Żerowanie na ludzkiej tragedii

Nie dość, że media często publikują niepewne informacje i sieją zamęt, to jeszcze żerują na ludzkiej tragedii. Wróćmy do czasów jeszcze sprzed wojny. Przez nią zapomnieliśmy już, jak żyliśmy zaginięciem matki i córki, których ciała w końcu zostały znalezione. Pisały o tym wszystkie portale, a nowe artykuły z kolejnymi informacjami pojawiały się, ja grzyby po deszczu. Aż się dziwiłam, skąd media tyle wiedzą, skoro policję obowiązuje tajemnica śledztwa. Mniejsza jednak o to. Chcę zwrócić uwagę na to, jak wyglądały te wszystkie artykuły. Otóż tak samo, jak wszystkie. Nawet tak ogromna ludzka tragedia nie powstrzymała mediów od uznania tego za wielką sensację i wykorzystania do nabijania wyświetleń i kliknięć, zwłaszcza w reklamy. Clickbaitowe nagłówki, pełno reklam, a treść artykułów taka sama – powtarzane w kółko te same informacje, a nowa, o której mowa w nagłówku, dopiero na samym końcu, aby zmuszać ludzi do przeczytania całości i kliknięcia w 10 reklam podczas przesuwania strony w dół.

Teraz, w czasie wojny, jest dokładnie to samo. To samo!!! To jest tak ogromnie irytujące, że odniechciewa się w cokolwiek klikać. To jest zwykłe, perfidne żerowanie na ludzkiej tragedii! Nieważne, o czym się pisze, kliki muszą się zgadzać zawsze. A taki niecodzienny temat, niecodzienne wydarzenia to idealny sposób na kliki i zarabianie na reklamach, bo prawie każdego to interesuje i każdy to czyta. Dla mnie to jest po prostu chore i niezrozumiałe, żeby nie potrafić uszanować powagi sytuacji, w której kliki i zarobki powinny zejść na dalszy plan…

Polacy nie gęsi i swój język mają, ale… nie szanują

Jak już mowa o treściach na temat wojny, nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednej kwestii. W każdym niemal artykule widzę taki oto dziwny językowy twór: „Wojna w Ukrainie”. Wojna zaczęła się tuż po Międzynarodowym dniu języka ojczystego, więc tym bardziej mnie to zdziwiło i mierzi. Widziałam gdzieś wyjaśnienie tego niecodziennego zjawiska, ale mnie osobiście ono nie przekonuje. Ok, rozumiem, że po ukraińsku i w innych językach mówi się „w”, ale my mamy swój, oryginalny język i to jest dla mnie wspaniałe. Szanujmy więc nasz piękny język i nie popadajmy w paranoję. „W Ukrainie” brzmi tak samo, jak „w Litwie” albo „w Malcie”. To też tak samo, jakby powiedzieć „na Polsce”. Nie, nie i jeszcze raz nie! To jest jakiś koszmar! O, nawet LanguageTool mi to podkreśla…

Na koniec jeszcze raz przypominam: nie dajmy się zwariować! Pamiętajmy tylko o kilku ważnych rzeczach:

  • nie wierzmy we wszystko, co przeczytamy i korzystajmy tylko ze sprawdzonych źródeł informacji;
  • jeśli już się boimy, to kupmy dwa kanistry paliwa, a nie od razu 10. Wybierzmy 500 złotych, a nie 5 000;
  • nie udostępniajmy informacji, co do których prawdziwości nie jesteśmy pewni;
  • nie klikajmy w typowe clickbaity;

Przede wszystkim jednak pomagajmy, jak tylko możemy. Bo możemy wiele – zakupić i przekazać różne rzeczy, wpłacić pieniądze na zbiórki czy nawet zapewnić komuś dach nad głową. À propos zbiórek. Wpłacajmy tylko na te, co do których prawdziwości nie mamy wątpliwości. Ja wpłaciłam parę groszy tutaj: Pomoc Humanitarna Dla Ukrainy – zbiórka charytatywna | Siepomaga.pl. Polecam wszystkim, którzy nie mają możliwości przekazać darów rzeczowych! Jak to się mówi – zło dobrem zwyciężajmy! Bo ludzi dobrej woli jest więcej!

P.S. Z przykrością jednak zauważam, że pomoc Ukrainie przysłania dramaty Polaków. Wiadomo, w tej sytuacji nawet nasze choroby i problemy wydają się błahe, ale wielu osobom od tygodnia, czyli od początku wojny stanęły zbiórki. Pomagajmy Ukraińcom, ale nie możemy dopuścić, żeby przez to umierali nasi rodacy, ludzie (dorośli i dzieci), którzy w kilka dni czy tygodni muszą ubierać setki tysięcy lub miliony złotych na coś, bez czego po prostu umrą. Ukraińcy nie mogą stać się ważniejsi od Polaków. Czy naprawdę ta wojna musi też być dramatem dla Polaków walczących o życie swoje i swoich dzieci, bo przez pomoc Ukrainie stracą szansę na leczenie? Bez przesady!