Ostatnio pisałam o koncertach i postanowiłam ten temat kontynuować. Jeśli chodzi o dyskryminację niepełnosprawnych, to akcja cały czas trwa i każdy może wziąć udział. Zainteresowały się tą akcją znane osoby oraz instytucje dotyczące praw człowieka i osób niepełnosprawnych. Jednak nie wszyscy chcą pomóc. Rzecznik osób niepełnosprawnych wziął stronę agencji twierdząc, że skoro nie wpuszczają niepełnosprawnych na wózkach na spotkanie ze względów bezpieczeństwa to się im chwali. Paranoja… Aha, zapomniałam w tamtym wpisie jeszcze dodać, że o osobach niepełnosprawnych nie ma ani jednego słowa w regulaminie agencji. Wygląda więc na to, że agencja w ogóle nie bierze pod uwagę tego, że na koncert może przyjść osoba niepełnosprawna. Powinno być wyraźnie napisane w regulaminie, że po pierwsze ON ma być z opiekunem, choć to każdy wie, jak i to że bilet VIP nie uprawnia ON do spotkania z gwiazdą, a zniżek nie ma. Wtedy takie osoby wiedziałyby przynajmniej, że nie mają po co kupować biletów VIP, a nie dowiadują się dopiero po kupieniu, że wydali kasę na darmo… 
Kontynuując temat koncertów pozwolę sobie napisać o tym, co mnie denerwuje, zarówno jeśli chodzi o organizację, jak i ludzi przychodzących na koncerty. 

Organizacja – bilety

Okropnie mnie wkurza to, że bilety na koncerty są sprzedawane na pół roku albo i więcej przed koncertem. To jest jakaś masakra! To uczucie kiedy akurat nie masz kasy, ale wiesz, że za 2 czy 3 miesiące będziesz mieć, ale wtedy nie będzie już biletów… grrrrr. A co jeśli okaże się, że nie będę mogła iść na koncert? Może się tak okazać nawet w ostatniej chwili, a wtedy ani kasy nie dostanę z powrotem, bo zwrot pieniędzy jest przewidziany najwyżej wtedy gdy koncert odwoła organizator lub gwiazda, ani nie sprzedam biletu komuś innemu, bo już nie będzie czasu. A ktoś pracujący na etacie skąd ma wiedzieć czy dostanie akurat urlop za 6 miesięcy lub więcej? Ryzyko jest ogromne, bo takie bilety nie kosztują 5 złotych…

Organizacja – ochrona

W regulaminie (przykładowo u wspomnianej wyżej i w poprzednim wpisie agencji) wymienione z góry na dół są wszystkie rzeczy, których nie wolno wnosić. W teorii, a jak jest w praktyce? Tak, że ludzie się ryją jak świnie i przez to ochrona nie ma czasu porządnie każdego sprawdzić. Efekt jest taki, że ludzie wnoszą co im się żywnie podoba i weź tu czuj się bezpiecznie i dobrze baw… Aha, jeszcze jedno. Skoro nie można wnosić aparatów fotograficznych, to może zakaz powinien dotyczyć też smartfonów? Również mają aparaty. Kolejna rzecz jeszcze – ochrona ma w czasie koncertu wydzielone miejsce między publiką, a sceną. Fajnie że dojrzą co się dzieje na tyłach… Mało tego, czasem z przodu coś się dzieje, bo nie brakuje debili przychodzących na koncert tylko po to, by narobić „dymu”, a ochrona zero reakcji…

Palacze

A propos właśnie byle jakiego sprawdzania przy wejściu przez ochronę, wielu osobom udaje się wnieść na teren koncertu na przykład papierosy. Potem taki delikwent zapala sobie w środku tłumu mając w d…ekhm, gdzieś, że obok niego stoją ludzie, którzy nie palą i nie mają ochoty tego wdychać, a wręcz się od tego duszą tak jak ja. I taki idiota potrafi zepsuć całą zabawę…

Smartfozombie

Jak już wyżej wspomniałam, skoro nie można wnosić na koncert aparatów, to tak samo powinno być ze smartfonami, bo też mają aparaty. Niestety tak nie jest i ludzie przychodzą na koncerty po to, by je nagrywać na telefony i stoją jak ciołki z rękami w górze (aczkolwiek nie o takie prosi zazwyczaj artysta ze sceny) i nagrywają. Ja kiedyś próbowałam jedną piosenkę nagrać i się tylko wściekłam – zrozumiałam, że szkoda nerwów. Obok mnie inni skaczą, mając w d…. innych, również mnie, potrącają mnie i nagranie to jedno wielkie trzęsienie oraz chaos świateł i dźwięków zarówno ze sceny jak i z darcia ludzi. Wtedy miałam jeszcze ze sobą mały aparat cyfrowy, bo jeszcze można było je wnosić. Teraz w życiu bym nie wyjęła smartfona podczas koncertu, nawet w etui i ze szkłem ochronnym. Bałabym się, że mi jakiś buc wytrąci z ręki i będzie po telefonie. Tak samo jak wolę zamienić na czas koncertu moje okulary na ciemne, bo ciemne kosztują grosze i nie ma strachu o nie, a moje kosztują majątek, tak jak telefon też 5 zł nie kosztuje. Taki las smartfonów utrudnia również zabawę innym, bo wszystko zasłania. Nie mówiąc o tym jak ktoś jest takim małym wypierdkiem jak ja…

Pogowicze

Najpopularniejszą zabawą podczas koncertów jest tzw. pogo. I niestety wkurzającą dla wypierdków, bo pogowicze w ferworze szaleństwa myślą tylko o sobie. Nie obchodzi ich, że obok są mniejsi i mogą kogoś stratować. Nie mówię, żeby stali jak kołki, bo ja też tak nie potrafię, ale nie popadajmy w kolejną skrajność. Kulturalnie i z umiarem też można się bawić. Najbardziej wnerwia mnie już to przenoszenie ludzi nad głowami. Co tym przenoszonym to daje? Dla tych co muszą przenosić to zero zabawy i strach, żeby nie dostać buciorem (nie daj Boże glanem) w głowę. A dla przenoszonego? Brak możliwości powrotu na miejsce, w którym stał. Do końca koncertu muszą już „kiblować” z boku. 

Bydło

Ryją się do wejścia na koncert, później do wyjścia. Ok, wejść każdy chce jak najszybciej. Ja przychodzę pod wejście na kilka godzin przed wpuszczaniem. Chcesz wejść jak najszybciej? Rób tak jak ja, a nie ryj się potem jak świnia, nie mając za grosz cierpliwości. Przy wyjściu to samo. Dlatego raczej nie chodzę na koncerty odbywające się pod dachem w halach czy klubach. Zwykle jest jedno wejście, do którego wszyscy się ryją na chama. Nie wspomnę o szatni. Jeszcze podczas studiów byłam z przyjaciółką na koncercie Eneja w jednym z krakowskich klubów. Jedno wejście na salę, sala wcale niewielka jak na liczbę ludzi, którzy byli na koncercie, ale jakoś udało nam się wejść na początku i zająć miejsca prawie pod sceną. Niestety stanie pod sceną kończy się tym, że nie da się szybciej wyjść. Niestety utknęłyśmy w ścisku. Bydło się ryło do szatni jakby za 5 minut miano ją zamknąć i kurtki miały tam zostać na zawsze… Najgorzej jak podczas takiego koncertu coś się dzieje i wybucha panika. Bydło pędzi, innych można stratować byle ratować własny tyłek. Porażka… Najgorzej jednak wspominam powrót do domu po koncertach juwenaliowych. Byłam ze 3 razy, koncerrty super, ale powrót to był dramat. MPK nie potrafiło zapewnić na tą jedną, jedyną noc większych autobusów nocnych częściej niż raz na godzinę i w małych autobusach ludzie byli ściśnięci jak śledzie albo ogórki kiszone w słoiku. Zrozumiałe, że każdy chciał jechać, bo nikt nie chciał czekać godzinę na następny autobus i przeżywać po raz kolejny to samo, ale ryli się na chama nie racząc zauważyć, że autobus już jest przepełniony i po prostu się nie zmieszczą. Raz nawet drzwi zepsuli…

Przepychacze

Podobni do bydła, aczkolwiek jeszcze mający odrobinę kultury, ale wkurzające jest to, że ludzie wlezą pod scenę i nie zostaną w tym miejscu, tylko muszą łazić. Ja zawsze zajmuję sobie miejsce dobre dla mnie i się stamtąd nie ruszam, bo wiem, że jak wyjdę to już nie wrócę na to miejsce. Przepychaczy to nie obchodzi. Najbardziej wkurzające jest to, kiedy muszę usunąć się przepychaczowi i korzysta na tym pięciu innych wpychając się przede mnie. Nie mówiąc już o delikwentach, którzy wolą się przepychać tu, gdzie nie ma miejsca na przejście, podczas gdy rząd czy dwa dalej jest przestrzeń, gdzie można przejść spokojnie. Jak mnie to wpienia… „przepraszam!”, bo musi akurat tędy i nie raczy zauważyć, że ja musiałabym wejść na osobę stojącą przede mną, żeby on łaskawie mógł przejść… a do tyłu się cofać nie zamierzam, bo już ja wiem jak to się skończy…

Pijani

Podpici i pijani to prawdziwa zmora. No cóż, niestety zwykle jednym ze sponsorów koncertów jest marka piwa, więc nawet jeśli nie wolno wnosić własnych napojów, to można nachlać się piwa na terenie koncertu. Potem masz w tłumie obok siebie cuchnących, jełopów, czerwonych, mokrych (bo pijani się dwa razy bardziej pocą), którzy szaleją jeszcze gorzej i jeszcze bardziej ich nic i nikt nie obchodzi, a odezwać się strach do takich… Nie mówiąc o tym, że potrafią się drzeć głośniej niż głośniki…
Tak się zastanawiam czy coś pominęłam jeszcze, czy nie? Lub kogoś? Na ten moment więcej nie pamiętam. Was też wkurza na koncertach to co mnie, a może coś innego?