Wychłodzenie, a raczej nieudolność policji – tych tragedii nie powinno być.
Jeśli czytacie tego bloga to wiecie, że kocham seriale kryminalne. Oglądając je marzy mi się, żeby policja naprawdę była taka, jak w serialach. Tam wszystko jest robione jak najszybciej, pełne zaangażowanie, szefowie potrafią popędzić. A rzeczywistość? Jest smutna, bo dochodzi do tragedii, do których dojść nie powinno. Ostatnia tragedia w Krakowie wstrząsnęła przede wszystkim moją dzielnicą, bo właśnie na Wzgórzach mieszkała kobieta, której policja nie potrafiła odnaleźć po zaginięciu. Dopiero po dobie została znaleziona martwa. Czy naprawdę nie dało się jej znaleźć szybciej? Wychłodzenie zabija, ale nie musiałoby, gdyby nie nieudolność policji.
Przedziwna sprawa – całe mnóstwo pytań
Nagle w internecie pojawiły się informacje o zaginięciu kobiety mieszkającej w mojej okolicy, czyli na Wzgórzach. Pani Ewa mieszkała prawdopodobnie przy ul. Darwina i tam miała właśnie wysiąść z autobusu, kiedy wracała do domu po pracy. Pracowała na TOMEX-ie, największym krakowskim targowisku przy rondzie Kocmyrzowskim. Z pracy wyszła o 14:30. W artykułach zaś podawano, że mąż zadzwonił do niej około 17 i powiedziała mu, że nie wie gdzie jest ani jakim autobusem jechała i że chyba złamała nogę po wyjściu z autobusu i leży w zaspie. Sprawa mocno mnie wciągnęła z racji tego, że nasuwało się mnóstwo pytań i z każdą nową informacją coraz więcej. Jak można nie wiedzieć, gdzie się jest, na codziennej dobrze znanej trasie? Jak można nie wiedzieć, w jaki autobus się wsiadło? Czy przeszukali okolice przystanków przy Darwina i Kocmyrzowskiej?
Natychmiast po przeczytaniu informacji o zaginięciu zajrzałam w rozkłady autobusów. Po 14:30 miała dwa 701 zastępujące tramwaje i 122 przed 15. Oprócz tego są jeszcze cztery „aglomerki”: 202, 212, 222 i 232. Te odrzuciłam od razu. Logiczne było, że powinna wsiąść w 701, ale skoro nie wiedziała, gdzie jest, uznałam w końcu, że musiała przejechać przystanek. Gdyby przejechała 701 to zrobiłaby kółeczko przez osiedla i wyjechała z powrotem na ten sam przystanek. Dwa razy przejechać? Nierealne, a do tego trasa 701 nie jest długa. Stało się dla mnie jasne, że musiała wyjechać za miasto, ale 122 jadące na Zesławice mi nie pasowało, bo skręca w Makuszyńskiego, jedzie tyłem na os. Na Stoku i wyjeżdża stamtąd dopiero na Darwina. Trasa dłuższa, nie do przegapienia przystanek, choć mogłaby zdążyć zmrużyć oczy.
Zaczęłam podejrzewać niestety „aglomerek” 212 i potwierdził mi to jeden z komentarzy na Fb. Ktoś napisał, że była w nim widziana. Ten autobus odjeżdża z ronda Kocmyrzowskiego o 15:05. Pozostałe „aglomerki” dopiero przed 16. Nasuwało się znowu pytanie, co robiła przez pół godziny od wyjścia z pracy? Nawet jeśli trzeba postać na światłach, a pasów do przejścia jest kilka, to dojście na przystanek nie powinno zająć więcej niż kilka minut. Najdziwniejsze jednak było dla mnie to, że mąż zaczął się martwić dopiero po 17, kiedy w domu powinna być najpóźniej około 15:30. Tak, jak i ta złamana noga. Nie pasowało mi to, bo gdyby stało się to po wyjściu z autobusu, to nie oddaliłaby się z przystanku, a na przystanku nie ma zasp. Jasne było jednak to, że kobieta natychmiast potrzebuje pomocy, bo groziło jej wychłodzenie i to właśnie ono było przyczyną jej śmierci wg sekcji.
Alkohol, udar, hipoglikemia?
Pewne było to, że coś spowodowało u tej kobiety dezorientację. Ktoś, kto ją znał, napisał w komentarzu, że lubiła się napić. Z jednej strony było to dość logiczne wyjaśnienie przejechania przystanku i dezorientacji, a także tego, że na przystanek dotarła pół godziny po wyjściu z pracy. No i alkohol potęguje wychłodzenie. Z drugiej znowu mi nie pasowało – 60-letnia kobieta, która wyszła z pracy, miała wracać do domu i alkohol? Udar też odpadał, skoro po 17 była przytomna i rozmawiała. Oprócz używek czy udaru takie problemy mogą spowodować różne leki, psychotropy, a także hipoglikemia. Okazało się, że właśnie chorowała i tego dnia nie miała przy sobie leków.
Można się zastanawiać, jak można nie wziąć ze sobą leków, bez których można umrzeć, ale poranny pośpiech itd. No można. Tak samo, jak można nie wiedzieć, w jaki autobus wsiada się na rondzie Kocmyrzowskim jadąc na Wzgórza, bo wszystkie autobusy jadą w tym kierunku i wsiada się w to, co pierwsze przyjedzie nawet nie patrząc na numer. Z kolei w autobusie wystarczy nawet zapatrzeć się w telefon. Ale 60-letnia kobieta nie ryzykowałaby raczej tego na tak krótkiej trasie (4 przystanki). Wieści o hipoglikemii posklejały mi mniej więcej tę historię. Być może pani Ewa poczuła się źle jeszcze przed wyjściem z pracy i nie mając leku poszła do sklepu po coś słodkiego. Mimo tego w autobusie i tak nagle przysnęła i gdy się ocknęła, zauważyła, że przejechała przystanek i jest w jakimś obcym miejscu. Doszły do tego nerwy, strach i mamy przepis na zaburzenie logicznego myślenia, co wyjaśnia jej dalsze zachowanie.
Logika to nie wszystko
Ta kobieta nie była w stanie myśleć logicznie, więc szukając jej też należało myśleć nieszablonowo. Tymczasem policja zaczęła podobnie jak ja, od logiki. Ja jednak szybko zmieniłam myślenie. Policja zaś niekoniecznie, a nie dość, że całkiem łatwo było dojść do tego, gdzie może być pani Ewa, to jeszcze policja nie potrafiła w XXI wieku namierzyć jej telefonu, który cały czas był aktywny, bo rozmawiała i z rodziną i z policją. Dziwiło mnie początkowo też to, dlaczego nie pojechała już autobusem do końca, żeby nim potem wrócić albo nie poszła na przystanek w stronę Krakowa, żeby poczekać tam na autobus. Każdy normalny człowiek by tak zrobił. A może i poszła?
Może zobaczyła, że ma 1,5 h do autobusu i nie chciała czekać, bo za zimno i wiedziała, że musi wziąć leki? Cały czas mówiła, że nie wie, gdzie jest i widzi kominy. Myślę, że mogła wiedzieć, że jest w Kocmyrzowie, a kominy utwierdzały ją w tym, że Kraków nie jest daleko. Mogła uznać, że dojdzie na nogach na skróty przez pola, ale zapomniała o zaspach. Wpadła w jakiś dołek, upadła, poczuła ból, nie mogła wstać i dlatego myślała, że złamała nogę (sekcja złamania nie wykazała, czego się spodziewałam). Ale skoro nie mogła wstać, nie należało zwlekać. Choć był to czas już po największych mrozach, w pozycji bez ruchu wychłodzenie może nastąpić nawet przy wyższych temperaturach.
Jakim cudem policja nie potrafiła znaleźć pani Ewy?
To jest najważniejsze pytanie w tej sytuacji. XXI wiek, takie technologie, a policja nie potrafiła nic zrobić. Ba, to ja tylko popatrzyłam w rozkłady na stronie MPK i podejrzewając, że przejechała przystanek łatwo wytypowałam 212, a policja sprawdzała trasy dwóch autobusów 110 i 160, które… nie jadą nawet przez rondo Kocmyrzowskie, na którym kobieta wsiadała. Jak to możliwe? Ponadto jak już wiedzieli, że pani Ewa jest w Kocmyrzowie, i tak nie umieli jej znaleźć. Pomijając już to, że nie umieli namierzyć telefonu. Tymczasem brak ruchu powodował u kobiety postępujące wychłodzenie i czuła to.
Kobieta mówiła, że widzi kominy, a w pewnym momencie dawała znać, że widziała drona. Było ciemno, ale dron ma oświetlenie i jest głośny, ale policja wolała ją wyśmiać i stwierdzić, że ma zwidy przez problemy ze zdrowiem i wychłodzenie, a wystarczyło sprawdzić obraz z kamery drona. Po co puszczać drony skoro i tak ma się później w dupie obraz z kamer i to, że zaginiona je widziała? Szukali jej wkoło przystanków, ale nie pomyśleli, żeby poszukać śladów na śniegu prowadzących w pola i iść po śladach w stronę widocznych kominów, o których mówiła. Nie chciało im się wchodzić w zaspy, mimo że mówiła, że w zaspie leży. Nie pomyśleli o psach tropiących ani o tym, żeby poprosić ją o nieodbieranie telefonu, żeby usłyszeli dzwonek albo o włączenie jakiejś muzyki na cały regulator czy latarki, by widzieli światło. A raczej pomyśleli dopiero wtedy, kiedy już było za późno. Śledztwo badające działania policji trwa i miejmy nadzieję, że ktoś beknie za niepotrzebną i koszmarną śmierć tej biednej kobiety. Wychłodzenie i zamarznięcie to jedna z najgorszych śmierci.
Wychłodzenie i nieudolność policji zabiły już nie pierwszy raz
Historia pani Ewy to nie pierwsza, która obnażyła nieudolność policji. W grudniu podczas pierwszego ataku zimy doszło do tragedii w Andrychowie. Początkowo o śmierć 14-letniej Natalii obwiniano znieczulicę ludzi, bo dziewczyna została znaleziona przy parkingu sklepu Aldi po kilku godzinach leżenia na mrozie. Tymczasem zawiodła tu przede wszystkim policja, ale nie tylko. Zawiodły wszystkie służby. Kiedy przeczytałam artykuł o zaginięciu Natalii, od razu miałam w głowie kilka pytań. Po pierwsze, czy sprawdzono drogę z domu do przystanku, z którego jeździła autobusem do Kęt, a po drugie, dlaczego ojciec dopiero około 10 poszedł na policję, skoro dziewczyna ledwo żywa dzwoniła do niego około 8. Okazało się, że podobno kilka razy ojciec sprawdził sam trasę, a także pojechał do Kęt i dowiedział się, że Natalii nie ma w szkole. Szkoda, że nie pomyślał o tym, że dziewczyna mogła zboczyć z trasy i zejść na teren sklepu, bo wiedziała, że tam jest dużo ludzi i może uzyskać pomoc. Policja też o tym nie pomyślała. Jakim cudem skoro to takie logiczne?
Ja z informacji w artykułach o zaginięciu wiedziałam, że dziewczyna musiała mieć udar albo uraz głowy. Ona też nie wiedziała gdzie jest i to w miejscu, które przemierzała codziennie. Taka dezorientacja to najczęściej wynik uszkodzenia mózgu. Było więc jasne, że dziewczynę trzeba znaleźć natychmiast, bo nie dość, że poważny problem zdrowotny, ale i możliwe wychłodzenie, ale policja wolała kazać ojcu czekać godzinę na komisariacie znajdującym się de facto kilkaset metrów od miejsca, gdzie była dziewczyna. Do tego policja potraktowała zaginięcie jako zwykłe, jak ucieczka z domu. Kuriozum! To nawet ja, nie mieszkając w Andrychowie, szybko zorientowałam się, gdzie może być dziewczyna.
Wystarczyło, że weszłam w Google Maps i wpisałam „Andrychów Aldi”. Wskazało mi od razu ten sklep i zauważyłam zaraz przystanek autobusowy, mogłam zobaczyć, jakie autobusy odjeżdżają z przystanku. I zauważyłam też osiedle, gdzie mieszkała, o którym była mowa w artykułach o zaginięciu. Dziewczyna miała mniej niż 10 minut drogi na przystanek. Jeśli miała udar, to jakim cudem nie czuła się źle już w domu? Chyba że zbagatelizowała jakiś ból głowy czy coś. Nie można jednak wykluczyć urazu spowodowanego przez wypadek czy osobę trzecią choć sekcja nie wykazała uszkodzeń czaszki.
Ja byłam pewna, że dziewczyna musi być w okolicach sklepu, a policja znowu nie potrafiła namierzyć telefonu ani logicznie pomyśleć. Do tego, kiedy wreszcie ją znaleźli, nie potrafili zapewnić jej natychmiastowej pomocy. Zamiast przysłać śmigłowiec LPR, który by ją do Prokocimia odstawił w paręnaście minut, zafundowali jej 1,5 h podróży karetką. Bo niby helikopter nie mógł wystartować. Jakim cudem? Pogoda była dobra, śnieg jeszcze nie sypał (był zapowiadany, ale później) i wiadomo było, że drogi na wsiach między Andrychowem a Krakowem mogą być nieprzejezdne. W dodatku jeszcze w szpitalu, zamiast zbadać głowę i brać dziewczynę na stół operacyjny, stwierdzili tylko wychłodzenie i tym się zajęli. Nic nie zadziałało dobrze w tej sytuacji, co dziewczyna przypłaciła życiem, a jej rodzina kolejną już tragedią.
O tym pamiętajmy!
Skoro nawet policja nie potrafi pomóc w takich sytuacjach, warto pamiętać, że można działać samemu. Przejechałeś przystanek i znalazłeś się w nieznanym miejscu? Jedź autobusem do końca i wróć nim potem albo wysiądź i przejdź na przystanek, z którego pojedziesz z powrotem. Decyzja zależy od częstotliwości autobusów. Zerknij na rozkład jazdy na przystanku lub na jego nazwę – będziesz wiedział, gdzie jesteś. Zobacz, jakie autobusy na nim stają i będziesz wiedział, czym jechałeś. Znajdź tabliczkę z nazwą ulicy (przy ulicy albo na budynku/bramie) i poszukaj tej ulicy w Google Maps. Zobaczysz, gdzie jesteś i jak daleko jesteś od miejsca bardziej znanego, z którego możesz jechać do domu. Przede wszystkim zachowaj spokój, bo strach, panika zawsze pogarsza sytuację.
Podobnie, kiedy szukasz kogoś – zachowaj spokój. Pamiętaj, że masz do dyspozycji nie tylko własny telefon, ale także Google Maps, rozkłady jazdy autobusów/tramwajów, a przede wszystkim swoją głowę. Znasz okoliczności zaginięcia, znasz osobę, która zaginęła? Pomyśl, może ma jakieś ulubione miejsce albo udała się w miejsce związane z jej pasją? Jest śnieg? Zarówno osobę, jak i zaginione zwierzę można odnaleźć po śladach, jeśli wiadomo, że jest w danej okolicy. To samo w przypadku piachu czy błota. Masz własnego drona? Wypuść go z kamerą. Możliwości jest mnóstwo, więc nie trzeba zdawać się tylko na policję, która, jak pokazują powyższe przypadki, potrafi być wyjątkowo nieudolna i mieć gdzieś, że zimą tym bardziej akcje muszą być szybsze ze względu na możliwe wychłodzenie.
________________________________________________________
Utrzymanie bloga też kosztuje. Jeśli więc podoba Ci się to, co piszę, postaw mi symboliczną kawę, która doda mi energii i bardzo pomoże w rozwoju bloga, który jest moją pracą i pasją. Będę Ci bardzo wdzięczna za docenienie i wsparcie, a jak mogę okazać Ci wdzięczność – zobacz tutaj! 🙂