ZA jest zaburzeniem coraz częściej diagnozowanym zarówno u dzieci jak i dorosłych, którzy nie mogli zostać zdiagnozowani w dzieciństwie, ponieważ nie było ono jeszcze wtedy znane. Dziś coraz większa świadomość powoduje, że diagnozowane są nawet malutkie jeszcze dzieci. Jednak w Polsce nadal większość dzieci jest diagnozowana w wieku przedszkolnym i szkolnym, bo dopiero znalezienie się poza domem bez rodziców i kontakt z rówieśnikami sprawia, że ujawniają się problemy, zarówno społeczne, jak i zaburzenia sensoryczne. Jednym z częstych problemów u dzieci z ZA jest agresja. Jeśli dziecko nie ma jeszcze diagnozy, to nauczyciel w normalnej szkole uznaje je po prostu za niegrzeczne i stosuje kary w postaci obniżenia oceny z zachowania, ostrej pogadanki, wizyty u dyrektora czy w końcu wzywania rodziców do szkoły. Zazwyczaj u neurotypowego dziecka karanie przynosi skutek taki, że przestaje ono być agresywne ze strachu przed kolejną karą. Dlatego warto zwracać uwagę na sytuację, kiedy kary nie skutkują, a zachowania agresywne się powtarzają. Trzeba zwracać uwagę na to jak taka agresja wygląda – czy jest kierowana do wszystkich, czy do wybranych osób, jakie są jej powody, czy jest widoczna impulsywność. Jeśli dziecko racjonalnie nie potrafi wytłumaczyć dlaczego zaatakowało, to coś jest na rzeczy. Może to być objaw nadpobudliwości nerwowej, często występującej w ZA. Dzieci z ZA mają tendencję do nieadekwatnych zachowań i reakcji w różnych sytuacjach, np. na bodźce, których w szkole jest natłok i są bardzo silne. Agresja może być właśnie taką nieadekwatną reakcją, zwłaszcza na bodźce wywoływane przez inne dzieci. Dziecko z ZA może odebrać ciągłe krzyki, machanie rękami, stukanie, kopanie itp. jako złośliwość kolegów wobec niego, podczas gdy te dzieci nie robią tego specjalnie. Faktem jest, że dzieci z ZA z powodu swojej odmienności stykają się często z agresją ze strony rówieśników. Agresja takiego dziecka może być więc zarówno próbą obrony jak i sposobem na wyładowanie negatywnych emocji, frustracji spowodowanej nieumiejętnością bronienia się i nierozumieniem tego, dlaczego wszystko i wszyscy są jacyś dziwni. Dziecko z ZA jest nieświadome, że to ono się różni od innych. Przyjmuje się, że dziewczynki z ZA są mniej agresywne niż chłopcy. Chłopcy często buntują się, bo nie radzą sobie z problemami. U dziewcząt bunt może pojawić się kiedy ich metody radzenia sobie nie przynoszą rezultatu. Bo dziewczynki próbują sobie radzić same z problemami i denerwują się dopiero kiedy ich metody nic nie dają. Taką metodą najczęściej jest obserwacja rówieśników i naśladowanie ich zachowania, zwłaszcza tych lubianych przez wszystkich. Dziewczynki zazwyczaj mają tą przynajmniej jedną przyjaciółkę, która jest im bliska niemal jak matka i jest ich wzorem do naśladowania, wodzem, pomocą, itd. Często właśnie skupiają się na obserwacji tej przyjaciółki i potrafią ją naśladować włącznie z głosem. Skąd ja to znam…
Wyobraźmy sobie, kochani, taką sytuację: Są 4 dziewczyny, nazwijmy je literkami, bez używania imion (ekhm, RODO ?) – A, B, C i D. A i B to najlepsze przyjaciółki, mieszkające blisko siebie i chodzące do jednej klasy. A jest jedyną przyjaciółką B, z którą B spędza więcej czasu niż w domu i która często jej podpowiada w różnych sytuacjach (np, że ktoś sobie żartuje, bo B nie rozumie żartów i ironii albo nie do końca rozumie zabawę i wkurza się, że wciąż przegrywa). C to o kilka lat młodsza od nich dziewczyna z sąsiedztwa, a D to koleżanka z klasy, która siedzi w ławce z B. Tak, mimo że A i B są przyjaciółkami, w szkole dzieje się coś zupełnie innego. A woli przebywać z innymi, bo z B bawi się na co dzień w domu. B jest więc osamotniona, bo A jest jej jedyną przyjaciółką. Siedzi w ławce z D, ale od początku nie jest tym zachwycona. Do tego brakuje jej umiejętności społecznych. Nie potrafi podejść do koleżanek, zagadać, nie ma z nimi wspólnych tematów. Koleżanki traktują ją jak powietrze, ale chłopaki często jej dokuczają. Spotyka się agresją ze strony chłopaków, nie tylko ze swojej klasy. Dziewczyny też – każda próba podejścia i zagadania B, kończy się dziwnymi spojrzeniami i śmiechem. Śmiech, przezwiska, drwiny, to codzienność B w szkole. B zaczyna się buntować, ona nie chce D, chce A i boli ją to, że A nie chce. Dochodzi do tego frustracja związana z dokuczaniem i nieumiejętnością bronienia się i B zaczyna atakować D. Wyładowuje na niej negatywne emocje, frustrację. Tyle, że tego nie rozumie. Czuje impuls, musi zaatakować, bo inaczej ją rozsadzi. Po ataku następuje spokój, dopóki D nie idzie do pani. Wtedy przychodzi atak płaczu, bo B nie jest w stanie wyjaśnić dlaczego zaatakowała D, choć ta jej nic nie zrobiła. Boi się obniżenia oceny z zachowania, wzywania matki do szkoły, bo to i tak nic nie daje. To są nagłe impulsy, silniejsze od niej. Ponadto, kiedy metoda obserwacji i naśladowania przyjaciółki nie przynosi rezultatu w postaci zwrócenia na siebie uwagi dziewczyn, dokuczanie D staje się kolejną metodą – one też nie lubią D, więc jak B im pokaże, że jej nie lubi i nie jest taka jak ona to może wreszcie coś dobrego się zadzieje. Rzecz jest jednak trudna, bo B jest „skazana” na D. Cały czas tylko z nią, bo w sumie tylko ją ma… Na koniec jeszcze własne ego – wyśmiewana i traktowana jak słabeusz, zwłaszcza na WF-ie B widzi, że jednak jest ktoś słabszy, nie jest aż tak tragicznie. Znajduje jakieś pocieszenie… Podłe, ale cóż. A teraz druga strona medalu. Kiedy ma się tylko jedną, jedyną przyjaciółkę to się nie chce jej stracić, a tu jeszcze sama A prowokuje strach B o przyjaźń. B jednak godzi się z tym, że A woli w szkole inne koleżanki, bo dzięki temu może ją obserwować i bezbłędnie naśladować, co staje się metodą na zaimponowanie innym, ale mówi sobie w duchu, że w domu ma mieć A tylko dla siebie. Niestety… pojawia się C, kilka lat młodsza dziewczynka przyjeżdżająca z ojcem do babci w soboty, a potem w wakacje. C ma dość trudny charakter, trudny do zniesienia dla B, ale i A tego nie ukrywa kiedy jest sama z B. Łatwo się obraża, a przy tym mocno złości krzycząc, płacząc, wymachując rękami. Natłok bodźców doprowadza B do szału, a do tego C zaraz idzie do domu. B odkrywa sposób na to, by pozbywać się C i mieć A dla siebie. Jednak niestety C po chwili wraca, bo w domu się nudzi i B robi swoje od nowa i koło się zamyka… Nie bez znaczenia jest też fakt, że B jest otumaniona zachowaniem A. Kiedy A i B są same to A nie ukrywa, że nie przepada za C, ale jak już C przyjdzie to jest dla niej miła jak dla najlepszej przyjaciółki, którą jest B i B nie rozumie jak A może traktować C na równi z nią.
Skąd wzięłam ten przykład? Jak myślicie? Ano z życia… B to nikt inny tylko ja… I dlatego napisałam na początku, że temat wpisu jest bardzo osobisty. Byłam podłym dzieciakiem, okropnym… ale teraz wreszcie udało mi się racjonalnie wyjaśnić to co się ze mną działo. Wszystko dzięki mojemu kochanemu bratankowi… dostał diagnozę ZA i za namową mamy poczytałam o tym. Kiedy stwierdziłam, że pasuje mi większość objawów, zaczęłam szukać informacji o ZA u dziewczyn, bo wszędzie piszą o chłopakach, a potem o diagnozowaniu. Okazało się, że aby zdiagnozować osobę dorosłą, trzeba udowodnić, że objawy występowały w dzieciństwie. Zaczęłam więc analizować dzieciństwo na ile pamiętam. I wpadłam na to, że moja agresja mogła tu mieć swoje podłoże. W ZA! Nagle wszystko ułożyło się w całość… Dwa słowa, a ile potrafią zmienić… Z sytuacją z koleżanką ze szkoły nie miałam nawet wielkich problemów. Z sytuacją z dziewczyną z sąsiedztwa było trudniej. Najpierw przyczyn ataku upatrywałam w natłoku bodźców wynikających z jej zachowania, a może też w tym, że znalazła się kolejna słabsza ode mnie czy w końcu to, że przy niej nie możemy robić rzeczy odpowiednich dla naszego wieku, bo jesteśmy za nią odpowiedzialne i będzie na nas jak coś się jej stanie i musimy jej ustępować. Jednak nie dawało mi spokoju to, że kiedy nie było przyjaciółki, ta dziewczyna przychodziła do mnie i bawiłyśmy się we dwie to byłam spokojna, nie czułam impulsów do ataku. Kiedy przyjaciółka się znów pojawiała, pojawiały się od nowa impulsy do ataku. Zrozumiałam, że przyczyna tkwi tu, w strachu o utratę przyjaciółki. Odbierając wszystko na swój dziwny sposób potraktowałam dziewczynę jak rywalkę, zagrożenie. Wreszcie zrozumiałam co mną kierowało. Czy czuję ulgę? Po części tak. Przestało mnie to gryźć, ale… niczego to już nie zmieni. Nie zmieni tego, że zgotowałam piekło dwóm niewinnym osobom… Jest mi przykro i chce mi się płakać jak to piszę.
Jesteś ofiarą agresji? Co robić w takiej sytuacji?
Z własnego doświadczenia wiem, jak trudno bronić się przed agresją. Oto kilka moich rad, może nie jak się bronić, bo sama tego nie potrafiłam, ale jak się zachować lub nie zachowywać:
1) Nie odpowiadaj agresją na agresję! – Może to się skończyć na dwa sposoby: albo oberwiesz jeszcze mocniej, albo twoja odpowiedź obróci się przeciwko tobie, bo ktoś nie zauważy ataku na ciebie, a twoją odpowiedź już tak i odbierze ją jako atak;
2) Nie okazuj załamania, słabości, bólu! – To najgorsze co można zrobić. Rozpłakać się przed agresorem. Twoje łzy i cierpienie dają agresorowi największą satysfakcję i będzie dokopywał ci jeszcze bardziej. Jak chce ci się płakać, to poczekaj aż odejdzie i wtedy się schowaj w toalecie;
3) Ignoruj agresję – Puszczaj śmiechy i wyzwiska mimo uszu, udawaj, że ich nie słyszysz. Z fizyki wynika, że akcja równa się reakcja. Jeśli więc nie będziesz reagować, to akcja przestanie mieć sens. Jestem przykładem, że nie zawsze to się sprawdza, ale naprawdę warto. Mi przyjaciółka to podpowiedziała, bo ja zawsze próbowałam sobie oddać i źle się to kończyło i zaczęłam tak robić. Czułam się lepiej, spokojniej. Ani razu nie zapłakałam, nawet w toalecie! Nawet do domu nie wracałam z płaczem! Po prostu wisiało mi to równo. Traktowałam ich jak powietrze, choć w środku mnie się kotłowało i kończyło się to czasem wyładowaniem na koleżance z ławki, bo każdy ma granice wytrzymałości.
4) Jeśli agresja ma miejsce w szkole powiedz o tym nauczycielowi, wychowawcy, niech ten reaguje, idzie nawet do dyrektora. Jeśli jesteś ofiarą kolegów w pracy, idź do szefa. Niech ktoś wie o tym, jak cię traktują, bo później może dojść do sytuacji takiej jak moja. Ja nikomu się nie skarżyłam, wszystko w sobie tłamsiłam wybuchając na koleżankę z ławki. Później przy wystawianiu ocen z zachowania cała klasa żądała obniżenia mi zachowania podczas gdy to ja byłam ofiarą ich agresji, ale nie umiałam się przyznać i to był błąd.
Kochani, jeśli dotarliście do końca tego długaśnego wywodu to jestem z was dumna! Mam nadzieję, że komuś tym pomogę, komuś kto ma podobnie jak ja, ale w dzisiejszych czasach ma szansę na pomoc, szansę, której ja w dzieciństwie nie miałam. Sporo was tu zagląda, ale ja cieszyłabym się niezmiernie gdyby ten blog „żył”. Chętnie poczytałabym dyskusje pod moimi wpisami, byle bez hejtu i z kulturą. Ściskam was, choć jestem nadwrażliwcem na dotyk. ?
P.S. Jeszcze jedno – moja przyjaciółka czyta tego bloga i z tego miejsca chciałabym powiedzieć, że nie zamierzałam napisać niczego, co spowodowałoby jej urazę (już raz tak było). Jeśli znów coś odbierzesz negatywnie, to z góry cię przepraszam.
Comments
Anonimowy
Bardzo Ci dziękuję Kama za ten tekst. Bohaterstwem naszych czasów jest dziś to, że potrafimy się przyznać przed sobą do swoich błędów i wyciągnąć stosowne wnioski. Tego Ci gratuluję. Przesyłam pozdrowienia – Michał z nocnego LzR. 😉