Konie nad Morskim Okiem – czy to się wreszcie skończy?
Niedawno internet obiegły wieści o kolejnym padnięciu konia z wycieńczenia na trasie nad Morskie Oko. To słynne tatrzańskie jezioro jest jedną z największych atrakcji Zakopanego i jest najbardziej obleganym miejscem obok Krupówek czy Kasprowego Wierchu. Jednak aby się tam dostać i wrócić, trzeba pokonać 9-kilometrową trasę, której nie da się przejechać samochodem. Od wielu lat więc chciwi górale prowadzą tam biznes, oferując przejazd wozem ciągniętym przez konie. Niestety nie od dziś też wiadomo, że górale nie traktują dobrze tych zwierząt. Zmuszają je do katorżniczej pracy ponad ich siły, bez względu na pogodę, nie zapewniając w czasie pracy dostępu do wody. To sprawia, że co trochę słyszymy o kolejnym koniu, który upadł z wycieńczenia na trasie. Po niedawnym zdarzeniu, kiedy rozniósł się po sieci paskudny film, na którym widać, jak góral bije tego konia po pysku, by popędzić go do dalszej drogi, zrobiło się wreszcie o tym naprawdę głośno. Czy jest szansa, że konie nad Morskim Okiem staną się przeszłością i zapanuje tam wreszcie normalność? Okazuje się, że TAK!
Konie nad Morskim Okiem – zwierzęta biznesem, atrakcją i wygodą
Konie nad Morskim Okiem to przede wszystkim biznes chciwych górali, którzy biorą niemałą kasę od tych leni, którym nie chce się przespacerować. Kasa musi się zgadzać, zwłaszcza że koń to nie kot czy pies i wymaga stajni, pastwiska, paszy, kowala i, jak wszystkie zwierzęta, weterynarza. Utrzymanie koni generuje więc koszty znacznie większe, niż utrzymanie kotów czy psów. Góralom zależy więc, aby każdego dnia, również w weekendy, kiedy turystów jest najwięcej, przewieźć jak największą liczbę ludzi. Im więcej klientów, tym większy zarobek, jak w każdym biznesie. O dobru zwierząt jednak nie myśli nikt. Te same konie ciągną te wozy z leniami w tę i z powrotem, bez ustanku. I nieważne, czy leje deszcz, czy (się) żar z nieba. A wysokie temperatury dla zwierząt są jeszcze mniej komfortowe, niż dla ludzi, bo zwierzęta mają sierść, a konie w dodatku najczęściej są ciemnej maści.
Jednak biznesu by nie było, gdyby ludzie nie chcieli korzystać. Turyści traktują przejażdżkę jako dodatkową atrakcję, zwłaszcza dla „bombelków”. W ten sposób dzieci uczone są lenistwa, a nie zachęcane do aktywności. I nieświadomie wspierają krzywdzenie zwierząt. Większość osób jednak woli zapłacić i się wygodnie przejechać, zamiast iść na nogach. Śmierdzące lenie. A jakie wymówki potrafią wymyślać. Po ostatnim upadku konia post na Facebooku na ten temat napisała jedna z moich ulubionych aktorek. Napisałam komentarz, że zgadzam się z nią i że nie powinno tam być żadnych koni i żadnych pojazdów. Zaraz dostałam odpowiedź od jakiegoś żałosnego typa, że bez sensu jest tyle iść, bo ludzie często planują spod Morskiego Oka iść dalej, na Rysy i chcą mieć na to siłę, a nie paść po 9 kilometrach bezsensownej wędrówki. Ręce mi opadły. Ja w gimnazjum na wycieczce szkolnej szłam z całą klasą na nogach w obie strony i nikt nie padł z wycieńczenia, nie narzekał. Wszyscy byli zadowoleni i czuli się świetnie. Tylko lenie i spaślaki bez kondycji narzekają. A spacer może pomóc schudnąć i kondycję wyrobić!
Ponad tona pod górę
Wóz, który ciągną konie nad Morskim Okiem mieści jakieś 12 osób, zależnie od tego, czy jadą sami dorośli, dzieci, czy szczupli, czy grubasy. Przeciętnie dorosłe kobiety ważą mniej więcej od około 50 kg do 70, no może 80, w zależności od wzrostu i stylu życia. Mężczyźni zaś mając najmniej około 170 cm wzrostu ważą zwykle od około 70 kg wzwyż, a tacy co mają od 180 cm wzwyż potrafią ważyć nawet grubo ponad 100 kg, bo często są albo spasieni, albo napakowani. Wyobraźmy sobie 10 takich grubych albo napakowanych gościów. Sama ich waga łączna to już około tona, a jeszcze trzeba dodać wagę wozu, plecaków itp. Nawet, jeśli wozem jadą ludzie mniej ważący, to waga samych osób to zwykle kilkaset kilogramów, co razem z wagą wozu potrafi dać ciężar w pobliżu tony lub nieco ponad. I te biedne konie w tę i z powrotem muszą to ciągnąć, i to jeszcze pod górę. Leniuchy i spaśluchy, pora wyciągnąć wnioski! Bo zdrowiu nie tylko koni, ale i waszemu jazda nie służy, a spacer wręcz przeciwnie!
Zwierzę pada i co dalej?
Zanim się wsiądzie na ten wóz, warto też pamiętać o tym, co dzieje się z końmi, które padną, zachorują czy doznają jakiegoś urazu i nie są w stanie dalej harować. Ano ci dusigrosze nie zamierzają tracić kasy na weterynarza. Tak jest zresztą wszędzie. Koń ma zarabiać, bo jego utrzymanie kosztuje. Strat nikt nie będzie ponosił, a płacenie za weta to strata przy braku zarobków. Nikt nie chce konia, który tylko kosztuje. I co wtedy? Telefon do handlarza, dobicie targu i koń sprzedany, a kasa się zgadza. A handlarz z kolei dobija targu… z rzeźnią. Chyba że, jakimś cudem, któraś fundacja się zlituje, a raczej jej darczyńcy. Jak tylko mam czas, to w „Pomagaj z KamiX” w zakładce dotyczącej koni aktualizuję sytuację i udostępniam zbiórki na takie biedne konie, kucyki czy osły.
Bo nie tylko w Zakopanem tak jest. To samo jest z dorożkami na Rynku w Krakowie, z końmi wyścigowymi, sportowymi, końmi, które są atrakcjami w gospodarstwach agroturystycznych, służą do hipoterapii czy są chwilowymi atrakcjami w np. żywych szopkach bożonarodzeniowych. To ostatnie to też totalna fanaberia. Żywe zwierzęta stoją, prawie bez ruchu, na mrozie, a ludzie się gapią i jeszcze narzekają, że konie rżą, osły ryczą. Nie zapomnę zbiórki jednej fundacji po ostatnich świętach na osła z szopki, bo ksiądz kazał się pozbyć, bo ludzie narzekali, że ryczy. No dramat.
Meleksy zamiast koni? Czy to możliwe?
Moim zdaniem Konie nad Morskim Okiem powinny zniknąć i nie powinno być nad Morskie Oko żadnego pojazdu. Spacer jest atrakcją sam w sobie. Można podziwiać widoki, robić zdjęcia po drodze, przystanąć na chwilę, jak się czuje zmęczenie. Jednak gdyby nie było żadnego pojazdu to starsi i kaleki znowu by się pluli, że im się ograniczenia robi. Jak ktoś na wózku jeździ, to ma swój pojazd. Pamiętam zresztą filmiki z osobami na wózku czy z chłopcem o kulach, który wszedł na Morskie Oko i pokazał, że jak się chce, to się da. Jednak ten jeden meleks raz na czas niech by był. I tylko dla starszych i niepełnosprawnych ruchowo – tych bez własnych wehikułów. Oczywiście za drobną opłatą. Jak górale chcą zarabiać, to niech kupią sobie meleks i nim wożą ludzi za kasę, a nie męczą biedne konie.
Na szczęście jest w naszym kraju tak niezwykle wyjątkowa osoba, jak Łukasz Litewka. Jak on weźmie cokolwiek w swoje ręce, to jest załatwione. I tak jest również tym razem! Najpierw opublikował prośbę o zgłaszanie się chętnych, od których mógłby kupić jeden meleks na próbę. Oczywiście na wysokości zadania stanął producent tych samochodów – firma Melex z Mielca, który, jak widać, nie słynie tylko z samych zakładów lotniczych. Jednak firma przedstawiła także smutną historię – Już 10 lat temu przygotowała pojazd i testowała na trasie nad Morskie Oko. Oficjalnie testy zostały uznane za porażkę, ale prawda jest taka, że meleks spisał się znakomicie. Wredni górale jednak swoje zrobili. W mediach poszedł przekaz o porażce, a na firmę spadł potężny hejt. A konie nad Morskim Okiem zostały.
Firma jednak może stworzyć wieloosobowy pojazd elektryczny, a dziś odbyło się spotkanie Łukasza Litewki z 60 przewoźnikami, których wozy z końmi jeżdżą nad Morskim Okiem. W spotkaniu brał również udział dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego. Łukasz Litewka opublikował dziś wpis, w którym podał wspaniałe wieści. Konie nad Morskim Okiem będą miały lżej! Jeszcze w tym miesiącu zaczną się testy elektrycznego pojazdu. Natomiast na przewoźników konnych dyrektor TPN narzucił obowiązek odpoczynku koni przez co najmniej godzinę po każdej trasie, od czerwca na wozy ma wsiadać o dwie osoby mniej, a ponadto przy wyższych temperaturach będzie mogło wsiadać na wóz tylko 8 osób. Ponadto nie będą już wydawane licencje dla kolejnych przewoźników konnych! Nareszcie więc coś się dzieje! I zwiastuje to rychły koniec wstrętnych, chciwych górali. Oby stało się to jak najszybciej! Czekam z niecierpliwością!
_______________________________________________________
Utrzymanie bloga też kosztuje. Jeśli więc podoba Ci się to, co piszę, postaw mi symboliczną kawę, która doda mi energii i bardzo pomoże w rozwoju bloga, który jest moją pracą i pasją. Będę Ci bardzo wdzięczna za docenienie i wsparcie, a jak mogę okazać Ci wdzięczność – zobacz tutaj!