Znajomość realna a wirtualna.
Znowu mnie tu długo nie było. Minął przeszło miesiąc. Obiecuję sobie solennie, że będę częściej pisać. Mam różne pomysły na wpisy, ale zanim znajdę czas na pisanie to zdarza się, że zapomnę. Wpadłam więc na pomysł, co zrobić, by nie zapomnieć, a raczej, by nie polegać tylko na własnej pamięci, która bywa krótka. Jeśli mam jakiś pomysł na wpis to kiedy tylko siadam do komputera, zapisuję szkic z samym tytułem. W ten sposób mogę nagromadzić sobie więcej pomysłów i wybierać, który w danym momencie chcę opublikować, bo wcale nie muszę po kolei. Zanim przejdę do tematu wpisu, wrócę jeszcze na moment do poprzedniego. Winna jestem wyjaśnienie, które kończy całą historię i jest niezbitym dowodem na to jak producenci kosmetyków i środków higienicznych robią nas „w konia”. Otóż, odstawiłam ową pastę i od tej pory, a minął już ponad miesiąc, nie miałam ani jednej afty, nawet przed okresem. Tak więc przypominam, uważajcie na to co kupujecie, nie tylko na jedzenie. A teraz pora na to co w temacie czyli porównanie dwóch rodzajów znajomości.
Dawniej nie było mowy o poznawaniu się przez internet. Ba, dawniej nawet nie było komputerów i ludzie jakoś żyli. Firmy też funkcjonowały. Dziś ludzie nie wyobrażają sobie życia bez komputerów. Dzieciaki i młodzież z gimnazjów i liceów, która urodziła się już w czasach komputerowych wręcz nie może uwierzyć, że istniały czasy kiedy komputerów nie było. W firmie wystarczy awaria serwera i jest katastrofa. No, ale o tym czy da się dzisiaj żyć bez komputera napisałam w jednym z pierwszych wpisów, do którego odsyłam. Dawniej, kiedy nie było komputerów, nawiązywało się głównie bliskie znajomości. Ewentualnie na studiach można było poznać kogoś z odleglejszego zakątka kraju, ale utrzymać kontakt było bardzo trudno. Jeśli nie dało się spotykać na co dzień, zostawał stacjonarny telefon albo tradycyjne listy. Mimo to nawiązywało się przyjaźnie, a nawet związki, choć te jednak częściej powstawały między osobami, które żyły obok siebie na co dzień i mogły się widywać. Komputery i komórki rozpowszechniły się w latach 90-tych. Owszem, komputery wcześniej już były, ale mało kto się na nie decydował, bo zajmowały nawet więcej niż pół pokoju. W latach 90-tych pojawiły się już normalne komputery, składające się z oddzielnego monitora, procesora i akcesoriów, które są w szkołach czy firmach starszej generacji, choć monitory są już zupełnie inne, płaskie. Pojawił się też internet, choć nie był wszędzie dostępny. Szczególnie trudno o dostęp do internetu było na wsiach. U moich rodziców wziął się za to jeden chłopak i wszyscy w okolicy ciągnęli od niego. Ja pierwszy styk z komputerem miałam pod koniec lat 90-tych kiedy rodzice kupili komputer mojej przyjaciółce i jej bratu. Przesiadywałyśmy przy nim jak tylko nie było jej brata i była brzydka pogoda, bo mimo, że to wciągało, nie byłyśmy w stanie zrezygnować z zabawy na polu. Grałyśmy w różne gry, a potem wpadłyśmy w szał blogowania. Tak, już wtedy były blogi, ale pisały je raczej głównie takie dzieciaki jak my. Tylko my wolałyśmy pisać, a one zawalać blogi gifami zwykłymi i mieniącymi się, co nam się nie podobało. Komputery były, ale nie było mowy o nawiązywaniu znajomości przez internet. Nikt jeszcze o tym nie myślał. Pierwszą możliwością nawiązania rozmowy z kimś nieznanym była czateria. Istnieje ona do dziś, zupełnie jest inna niż wtedy, ale wtedy to był szał. Szał jednak niebezpieczny, bo nigdy nie było wiadomo kto tak naprawdę jest po tej drugiej stronie. Jednak moje koleżanki ze szkoły nic sobie z tego nie robiły. Mnie jakoś czatowanie nie interesowało, ale one na lekcjach informatyki tylko czekały na moment kiedy nauczyciel się odwróci w inną stronę i czatowały na potęgę. Istniało wtedy też już gg i poczta mailowa, ale tutaj jednak trzeba było najpierw się znać w realu, żeby dostać numer gg czy adres mailowy od osoby, do której chciało się pisać. O portalach społecznościowych nie było jeszcze mowy.
Pierwszym portalem społecznościowym jaki się pojawił była Nasza Klasa. Portal zrobił furorę. Owszem istniał już Facebook, ale nie wzbudzał jeszcze takiego zainteresowania. Natomiast na Naszej Klasie zakładali konta wszyscy. To był pierwszy nasz, polski portal, stworzony po to, by tworzyć profile swoje i klas, by utrzymać kontakty ze szkolnymi kolegami kiedy po skończeniu szkoły każdy pójdzie w swoją stronę. Nawet starsze osoby, które nie miały od szkoły ze sobą kontaktów znajdowały się na Naszej Klasie i kompletowały swoje klasy z lat 60-tych czy 70-tych. Teraz Nasza Klasa ma skróconą nazwę NK i nie jest już tak popularna. Za to rozpowszechnił się Facebook i inne portale. Twitter z początku był mniej wśród nas popularny, bo ma ograniczenie długości wpisu, co przy naszym języku z długimi słowami jest nieco uciążliwe. Jednak rejestruje się tam coraz więcej osób, głównie znanych. Jest też Instagram, który służy bardziej do pokazywania zdjęć niż pisania i ma jeden wielki minus – na komputerze można jedynie się zalogować, pooglądać zdjęcia u innych, skomentować, poczytać komentarze u siebie, zmienić swój awatar, ale żeby dodawać zdjęcia trzeba mieć smartfon lub tablet, na którym ma się specjalną aplikację. Jest to portal dla najnowocześniejszych. Są portale dla artystów chcących pokazywać swoją twórczość innym, portale randkowe dla samotników. Portali, a zarazem sposobów na zawieranie internetowych znajomości, jest mnóstwo, jednak najbardziej popularnym jest Facebook. Skąd jego fenomen? Ano stąd, że daje więcej możliwości niż inne portale. Mnóstwo ludzi przeniosło się na niego z NK, bo NK w ogóle nie dawało możliwości bezpośredniego kontaktu osób ze sobą. Dopiero kiedy zobaczyli, że ludzie uciekają, wybadali konkurencję i zrobili czat, ale i tak ten na Facebooku jest lepszy. Co jeszcze, oprócz możliwości bezpośredniego kontaktu przyciąga ludzi na Facebook? Otóż:
– możliwość zakładania, oprócz prywatnych profili, stron – zwykle są to tzw, fanpage’e, ale z tej możliwości korzysta wiele znanych osób, które prowadzą swoje strony osobiście. To bardzo przyciąga ludzi, którzy chcą być blisko z idolami i dzięki temu poznać nieco ich prywatne oblicze. Swoje strony mają też różne firmy, oraz ludzie, którzy chcą pokazywać swoją twórczość, promować swoje blogi, strony, wyroby i zyskiwać zamówienia.
– możliwość tworzenia grup/dołączania do grup – Facebook daje możliwość tworzenia grup, bądź włączenia się do grupy. Zwykle grupy dotyczą wspólnych zainteresowań np. grupa fanów piłki nożnej, grupa fanów Bayernu Monachium albo grupa fanów jakiegoś zespołu, rodzaju muzyki, zwierząt czy audycji radiowej.
– możliwość pisania dłuższych wpisów – jak również dodawania tzw. notatek.
– Wszystko w jednym miejscu, na stronie głównej (aktualności) – Widzimy na niej wszystko to, co nas interesuje, a mianowicie posty z polubionych stron, a także posty znajomych. Nic nie trzeba szukać, nie trzeba zaglądać po kolei na każdą stronę czy profil znajomego, żeby widzieć co napisał. Wszystko mamy w jednym miejscu bez potrzeby hashtagowania.
– aplikacje – niektóre są przydatne, ale tu trzeba uważać w co się klika. Wiele aplikacji publikuje potem w naszym imieniu różne bzdury na naszym profilu. Facebook się tak rozpowszechnił, że dzięki aplikacjom można udostępniać materiały skąd się chce, a także zalogować się przez Facebook na różne strony kiedy jesteśmy zalogowani na Facebooku. Ma to swoje plusy, bo nie trzeba pamiętać tysiąca haseł do tysiąca stron, ale ma i minusy, bo kiedy Fb będzie miał awarię utrudniającą zalogowanie to nas nie zaloguje na żadnej stronie, a jak usuniemy konto na Fb to stracimy konta na stronach, na które się przez Fb logujemy.
– Wydarzenia – Facebook daje możliwość tworzenia tzw. wydarzeń czyli zapowiedzi zbliżających się wydarzeń np. koncertów, ale i nie tylko. Zbiórki na jakiś cel, wieczorek literacki, różności. Takie rzeczy też przyciągają ludzi.
– Możliwość decydowania o znajomościach i kontroli kto czyta nasze posty. – Na Twitterze czy Instagramie wystarczy kliknąć „obserwuj” i już. Nigdy nie wiemy kto nas obserwuje, zwłaszcza, że wszyscy mają raczej ksywki, a nie nazwiska. Nie mamy kontroli nad tym kto czyta i podaje dalej nasze wpisy i zdjęcia, więc musimy bardziej kontrolować to co publikujemy.
Wszystko to ułatwia oczywiście nawiązywanie znajomości. Na Facebooku najłatwiej nawiązać znajomości. Inne portale dają małe możliwości. Na każdym stykamy się z ludźmi, mnóstwem ludzi, nawet zza granicy, ale to czy chcemy kogoś poznać bliżej to nasza decyzja wynikająca z różnych kryteriów. Zwykle decydujemy o tym w oparciu o informacje o drugiej osobie – podstawowe dane, upodobania, poglądy, zachowanie w stosunku do innych ludzi itp. Pod tym względem wydaje się, że łatwiej jest o znajomość w internecie, a zwłaszcza na Fb, gdzie już przy zakładaniu kont podajemy niektóre dane, a później wszyscy mogą zobaczyć co kto polubił, jak się wypowiada w komentarzach itp. Trzeba jednak uważać, bo w internecie łatwiej się „naciąć” czyli poznać nieodpowiednie osoby. Ja zazwyczaj jestem ostrożna w zapraszaniu i przyjmowaniu zaproszeń od innych i cenię to właśnie na Fb, że można mieć nad tym kontrolę. Konto mam już szósty rok i poznałam sporo osób, zwłaszcza fanów radia, którego słucham. Mam już doświadczenie w internetowych znajomościach i wiem jakich osób unikać, ale zdobyłam sporo znajomych, a nawet przyjaciół. Dlatego teraz mogę o tym napisać.
Jakie są różnice między znajomością realną, a wirtualną?
Już z samym poznawaniem się jest inaczej. Kiedy poznajemy kogoś w realu, nie wiemy o nim zupełnie nic, tak jak i on o nas. Zwykle najpierw podajemy sobie ręce i mówimy swoje imiona. Od tego zaczyna się taka wstępna rozmowa, podczas której z dyskrecją staramy się wybadać czy tej osobie można zaufać i powiedzieć więcej o sobie. Natomiast jak już wspomniałam wyżej, na takim Facebooku już bez kontaktu bezpośredniego możemy się dowiedzieć o kimś pewnych rzeczy. Zwykle zaczyna się od tego, że zauważamy osobę, która wypowiada się interesująco w komentarzach na różnych stronach, ma fajne zdjęcia, po których możemy mniej więcej stwierdzić, w jakim powinna być mniej więcej wieku. Później wchodzimy na jej profil, żeby sprawdzić co podaje o sobie. Często niewiele. Sama złapałam się na tym, że mało co udostępniam publicznie, a u kogoś to danych szukam. Rzadko sama kogoś zapraszam do rozpoczęcia znajomości, raczej dostaję zaproszenia. Niestety często musiałabym przyjąć zaproszenie, żeby się czegoś więcej o tym kimś dowiedzieć. Z jednej strony ludzie chronią swoją prywatność, ale z drugiej dzięki temu wszystkiemu można ominąć zasady Fb. Konto może założyć nawet mały dzieciak, podając rok urodzenia sugerujący skończone 13 lat i ukrywając go oznaczeniem widoczności tylko dla niego. Tak samo inni mogą ukrywać prawdziwy wiek. Łatwo też można podać fałszywe nazwisko czy inne dane i nie jest to takie proste do zweryfikowania. Wspomniałam też, że w internecie łatwiej się naciąć niż w realu. W realu widzimy siebie w całej okazałości, a tak to nie wiemy kto tak naprawdę jest po tej drugiej stronie. Poza tym w realu trudniej kłamać. Zdradza nas mimika twarzy, gesty, sposób wypowiedzi, jej ton. W internecie zaś mamy tylko słowo pisane. Trudniej wyczuć intencje drugiej osoby. Wprawdzie są te emotikony, ale sama spotkałam się z niezrozumieniem moich komentarzy, które kończyłam emotikoną puszczającą oko lub pokazującą język. Dla mnie oznaczają one żart, coś pół żartem, pół serio, a ludzie biorą wszystko strasznie do siebie. Dla niektórych, między innymi i dla mnie, porozumiewanie się słowem pisanym jest łatwiejsze niż mówionym i gestami, mimiką. Ja nie umiem rozmawiać z ludźmi. Bywa, że i pisane rozmowy się nie kleją, ale zawsze można napisać, że zajmuję się też czymś innym, a nie tylko piszę. Dla wymiany informacji jeszcze potrafię, ale ot tak, co słychać, o pogodzie, o tzw. niczym już raczej nie. Do tego nie umiem patrzeć w oczy. To jest właśnie minus zespołu Aspergera, bo podpisuję to tylko pod to. Zdecydowanie wolę pisać. No i nigdy nie miałam za wielu przyjaciół w realnym świecie. Takich bratnich dusz z podobnymi zainteresowaniami i poglądami. Poznałam takich ludzi na Facebooku. Tak właśnie się mówi, że internet jest dla samotnych. Ja jednak nie założyłam konta tylko po to, by znaleźć znajomych. Wręcz się bałam, na kogo mogę trafić. Założyłam konto tylko po to, by się wypowiadać na stronie radia w czasie audycji i tam poznałam naprawdę fajnych ludzi. Jeśli chodzi o rozwój znajomości, to w realu spotykamy się, czy to codziennie (w pracy, szkole) czy parę razy w tygodniu (na zajęciach sportowych czy innych), czy ogólnie raz w tygodniu/miesiącu na wspólnym spacerze, kawie. W internecie możemy zaś rozmawiać codziennie, kiedy tylko się zalogujemy i ta druga osoba jest też dostępna. Generuje to jednak sporą stratę czasu, więc trzeba tak się organizować, żeby przez internetowe znajomości nic nie zaniedbać. Cały czas też szukamy okazji na spotkanie – zlot fanów radia, zespołu, wizyta nasza w okolicach tej osoby lub vice versa. Oczywiście są pewne obawy co do spotkania w realu. Ja zawsze się trochę bałam, bo choć dobrze mi się pisze to jestem za to mało gadatliwa, a ludzie potrafią w internecie udawać kogoś innego, więc nie chciałabym być jako taka odebrana. Na szczęście nie zostałam i kilka osób udało mi się odwirtualizować, a spotkania były bardzo miłe. Sprawa spotkania w realu jest też tym trudniejsza im większa odległość między nami, a znajomymi. Ja np. jestem z Krakowa, a mam znajomych nawet ze Szczecina, ba nawet z Niemiec. W większości więc takie internetowe znajomości zostają tylko takimi. Nic to, bo każda, nawet taka internetowa znajomość wnosi coś nowego do naszego życia, a zwłaszcza do życia osoby, która nie ma za wielu przyjaciół w realu. Nawet jeśli znajomość nie wypali, osoba okaże się zupełnie inna niż się wydawało, nie taka jak być powinna to jest to dla nas nauczka i doświadczenie, a zarazem pomoc w wyzbyciu się pewnej naiwności. Te dwa typy znajomości łączy jedno – i tu i tu potrzeba czasu, żeby się dobrze poznać. Różnica jest taka, że w przypadku znajomości wirtualnej wszystko weryfikuje ewentualne spotkanie, o które często nie jest tak łatwo, a wiele potrafi zmienić. Wydaje mi się, że wiele osób rezygnuje ze spotkania, bo w internecie dobrze się układa i boją się, że spotkanie może dać negatywne skutki. Ja nie żałuję spotkań z kilkoma osobami.
Czy znajomość wirtualna może przerodzić się w coś więcej?
Myślę, że wiele osób, zwłaszcza samotnych lub po prostu singli chcących coś w życiu zmienić, zadaje sobie to pytanie. Z własnego doświadczenia wiem, że takie znajomości mogą przerodzić się w przyjaźń. Zwłaszcza jeśli doszło do spotkania, przynajmniej raz i zacieśniło ono więzi. Co ciekawe większość ludzi nie wierzy w przyjaźnie damsko-męskie, a w internecie jak najbardziej istnieją. Wiele osób jednak drąży dalej. Czy jest możliwe znalezienie w internecie drugiej połówki? Myślę, że jest możliwe. Na przykład moja kuzynka poznała chłopaka p[rzez internet. Jednak okazało się, że chłopak jest z okolicy i mogą się spotykać. Nieco gorzej wygląda to w przypadku większych odległości. Ja uważam, że odległość nie powinna mieć znaczenia, ale czasem nawet trudno o jakiekolwiek pierwsze spotkanie, bo bez tego nie ma szans na nic więcej. Oto moja historia. Wprawdzie niewypał, ale niewiele brakowało. Poznałam fajnego chłopaka na owej stronie radia. To znaczy on się mną zainteresował, ku mojemu zdziwieniu, bo nie sądziłam, że to możliwe. Zawsze chłopaki mi najwięcej dokuczali. Zaczęło się od „lajków”. skończyło na zaproszeniu do znajomych i pisaniu w najlepsze, nawet nie tylko podczas słuchania wspólnie ulubionych audycji. Znajomość rozwijała się dość prężnie. Zauważaliśmy kolejne rzeczy, które nas łączą. Słodził mi na potęgę, milion miłych słówek i wypisywał jaka to jestem cudowna i jak marzy o spotkaniu. Cóż, ja Kraków, on okolice Bydgoszczy. Kilometrów ho,ho i jeszcze trochę. Jednak uważam teraz, że gdyby mu naprawdę zależało to nie zasłaniałby się brakiem kasy tylko kombinował, kombinował, kombinował. Ja niestety byłam uziemiona w Krakowie, bo studia, zresztą nie miałam ochoty jechać na drugi koniec Polski i zostać z niczym. Poza tym czy to dziewczyna ma jeździć na facetem? Nigdy! Ale w internecie wszystko układało się super. Nawet nasi wspólni znajomi z radiowej strony widzieli, że coś między nami iskrzy, bo lajki na potęgę, dedykacje piosenek podczas audycji, komentarze, które mogły co nieco sugerować ludziom z bujną wyobraźnią. Jednak ja też to czułam. I nie ukrywam, miałam mętlik w głowie, bo z jednej strony wiedziałam, że bez spotkania nic z tego nie będzie, a z drugiej bałam się go – bo na zdjęciach nie widać ani mojego niskiego wzrostu ani chudości, bo jednak nie jestem tak gadatliwa paszczowo jak palcowo/klawiaturowo. W razie czego wspomniałam mu o tym wszystkim, żeby był przygotowany gdyby okazja się pojawiła. Rozmawialiśmy też czasem przez telefon. Znaliśmy swoje głosy, śmiech… I te smsy z rana „Miłego dnia. Uśmiechnij się.”. Sielanka długo nie potrwała. Nagle zjawiła się inna, która go zainteresowała bardziej ode mnie i ich znajomość rozwijała się coraz prężniej kosztem naszej. Było to widać wyraźnie. Czekałam wtedy na rozwój sytuacji myśląc, nie będę namolna, przecież nie jesteśmy jeszcze parą to mu nie mogę niczego zabronić… ale było coraz gorzej, nawet się raz przyznał, że się z nią zagadał. Jednak potrafił jeszcze mi napisać, że jestem mu od niej bliższa, ale ja wiedziałam swoje… kiedy nadarzyła się okazja na spotkanie nie było widać po nim entuzjazmu mimo, że niby o tym marzył. Kilka dni później prawda wyszła na jaw. To był cios. Poczułam się oszukana. Cóż, w internecie o to łatwiej… Jednak mile wspominam tą znajomość do momentu kiedy zaczęło się psuć. Miło było też na koncercie, na którym byliśmy, choć do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy pójdzie ze mną czy nie. Nie było czasu porządnie pogadać, ale może to i lepiej? Jakoś już nie miałam po tym wszystkim ochoty. Pamiętam jak znowu zasłaniał się kasą, bo wolałby przyjechać do Krakowa, a na dwa wyjazdy nie będzie miał. Traf chciał, że ona też studiowała w Krakowie. Uważam, że gdybym liczyła się tylko ja to nie oglądałby się na nią i cieszył na spotkanie w jakimkolwiek miejscu i okolicznościach… Jednak jak już wspomniałam, każda znajomość coś daje. Mi ta znajomość z nim i nie tylko z nim dała to, że wyzbyłam się kompleksów, które miałam, poczułam swoją wartość, dostałam nową nadzieję na to, że można się mną zainteresować, a może i pokochać. Kiedy nam się popsuło bałam się, że to wszystko straci znów sens, ale nie dałam się. Taka jest prawda – internet odmienił mnie, moją mentalność wobec samej siebie. Może to i lepiej, że nam nie wyszło. Odległość duża, byłoby ciężko mimo wszystko. Zresztą nie byłam na to kompletnie gotowa. Poza tym takie sparzenie się to też nauczka. Pomogło mi to pozbyć się naiwności, zrobiłam się totalnie nieufna do ludzi, a już w ogóle do facetów, więc nie będę łatwa dla żadnego. Zrozumiałam, że same słówka to jest nic. Liczą się czyny. Czyny, o które trudno przez internet, dlatego przerodzenie się znajomości internetowej w związek jest bardzo trudne. Zwłaszcza, że trudniej, a nawet nie da się kontrolować zachowania drugiej osoby. Nigdy nie wiemy czy się z kimś nie spotyka, czy przy swoim komputerze nie rozprawia w najlepsze z kimś innym pisząc mu to samo co nam. Jednak nie piszę tego po to, by was zniechęcić do prób przekształcenia znajomości internetowej w związek. To jest możliwe, choć na pewno ryzykowne i trzeba mieć odwagę.
Podsumowując, różnice między obydwoma typami znajomości wychodzą na niekorzyść znajomości internetowej, co nie znaczy, że jest czymś złym. Można trafić na świetnych ludzi, ale można się też sparzyć. Jak już wspomniałam, w internecie łatwiej o tzw. bratnie dusze, bo od razu widać czym się ludzie interesują itp. Można powtarzać jak mantrę, że każda znajomość wnosi coś do naszego życia, każda czegoś nas uczy, daje nam do myślenia. Dla wielu osób internet to jedyne wyjście kiedy w domu nie ma do kogo otworzyć ust albo ma się problemy z nawiązaniem rozmowy, znajomości, zaprzyjaźnieniem. Każda rzecz ma swoje plusy i minusy.
Comments
www.xmc.pl News
Wspaniałe pomysły kosztują grosze. Bezcenni są ludzie, którzy je urzeczywistniają. Twj blog jest tego wspaniałym przykładem…