Zauważyłam, że blogi prowadzi bardzo dużo nastolatków z gimnazjów i liceów, a więc osób, które muszą ostro już myśleć o swojej przyszłości, bo niebawem przyjdzie im podejmować decyzje co do dalszej nauki. Ci z trzeciej klasy gimnazjum i maturzyści muszą podjąć decyzje niemal już. Ja nie zamierzam nikogo do niczego namawiać, bo to sprawa każdego z osobna i każdy sam wie co chciałby robić, prawda? Chciałabym jednak coś napisać o szkole, a dokładnie o tym czego się w niej naucza. Ja przeszłam już przez wszystkie szczeble edukacji, a teraz jestem na stażu, bo niestety, jak prawie każda młoda osoba mam problemy ze znalezieniem pracy wynikające z braku doświadczenia. O stażu kiedyś wam napiszę, bo myślę, że to temat wart poruszenia z tego względu, że opinie o stażach są mocno podzielone. O studiach też będzie odrębny wpis, a dzisiaj tylko o samej szkole, a dokładnie o tym czego nas w nich uczą.
Warto mieć wiedzę. Warto znać nasze środowisko, świat wokół nas, naszą historię, wiedzieć gdzie jest jaki kraj, miasto, góry. Jednak bywa tak, że znamy jakieś miasteczka na drugim krańcu świata, a nie wiemy gdzie leży jakieś wcale niemałe miasto w Polsce. Zgroza! Niedawno ktoś udostępnił na „Fejsie” bardzo trafny mem. Była w nim tabelka porównująca to co każdy człowiek po szkole powinien umieć, a nie zawsze umie z tym czego musiał się nauczyć. Był przykład geograficzny jak wyżej, ale oprócz tego były jeszcze inne. Uczymy się szczegółów historycznych, a czasem nie pamiętamy podstawowych dat. Na chemii poznajemy mnóstwo skomplikowanych reakcji chemicznych zamiast zostać uświadomieni co znajduje się w naszych kosmetykach czy, o zgrozo, w jedzeniu. Język polski –  omawiamy lektury, potrafimy zinterpretować przeróżne wiersze, ale jak czyta się wpisy na blogach, komentarze, listy czy nawet artykuły w gazetach czy w internecie pisane przez profesjonalnych niby dziennikarzy to oczy bolą i chciałyby załzawić. Tyle lekcji, a poprawna polszczyzna z ortografią są nam kompletnie obce! Języki obce to temat rzeka, o którym warto by było zrobić nawet oddzielny wpis. Może nawet następny? Znajomość języków obcych, a zwłaszcza angielskiego jest konieczna jeśli chcemy mieć dobrą pracę. Ale co z tego? Co z tego skoro mamy niewielu porządnych nauczycieli? Znamy różne skomplikowane słowa i zwroty, a jak przyjdzie co do czego i trzeba rozmawiać z kimś obcojęzycznym to nie potrafimy sklecić sensownego zdania, jąkamy się i dukamy. Matematyka, fizyka – znamy jakieś skomplikowane równania, mnóstwo wzorów, trygonometrię, funkcje, różniczki, całki itp. a jak przyjdzie co do czego to pieniędzy nie umiemy przeliczyć albo wypełnić PIT-ów czy innych papierów gdzie trzeba zrobić jakieś przeliczenia, czy trudno nam policzyć ile musimy kupić farby, tapety czy paneli podłogowych, żeby nam wystarczyło do remontu pokoju. Biologia – poznajemy mnóstwo szczegółów, całą budowę komórek, łacińskie nazwy gatunków, trudne nazwy różnych substancji, enzymów, białek, tłuszczy i innych zamiast nauczyć się o podstawowych chorobach, jak im zapobiegać czy zamiast poznać podstawowe rzeczy na temat uprawy własnych kwiatów, warzyw, ich ochrony czy chowu własnych zwierząt. Godzina wychowawcza to często zwykle blablabla na temat ocen, zachowania, nieobecności, usprawiedliwień i zwolnień z lekcji zamiast pożytecznych rozmów na różne tematy. O W-Fie też chyba napiszę kiedy indziej, bo to też temat rzeka, a to za sprawą licznych zwolnień.
Inaczej mówiąc szkoła wygląda tak, że uczeń codziennie dźwiga pełen książek plecak,uczy się głównie na sprawdziany i potem zapomina, bo trzeba się uczyć następnych rzeczy. Co roku książki są inne i robi się w domu składowisko, bo ich sprzedać nie na komu, a przecież to tylko inne wydania, a wszędzie jest w nich to samo! Do tego książki są drogie. Jak ja chodziłam do szkoły to co roku były te same książki. Sprzedawałam więc swoje komuś młodszemu i za to miałam pieniądze na książki dla siebie, które kupowałam z kolei od kogoś starszego. W liceum natomiast był kiermasz książek około połowy września. Trwał trzy dni, więc w jeden dzień można było sprzedać swoje, a w drugi kupić sobie książki za zarobione pieniądze. I to jest właśnie najlepsze co może być! Tak zawsze być powinno! Ciągle coś jest zmieniane, zmiany w programach nauczania i nic dobrego z tego nie wynika!
Ostatnia rzecz, o której chcę wspomnieć to egzaminy. Matura teraz, w porównaniu z czasem kiedy ja zdawałam, a przecież to wcale nie było znów aż tak dawno, bo 7 lat temu, jest tak prosta, szczególnie z matematyki, że trudno zrozumieć jakim cudem tak wiele osób jej nie zdaje. No właśnie! To jest efekt takiego nauczania jakie właśnie mamy! Gdyby było odpowiednie to nie byłoby tak słabych wyników egzaminów. Matura czy egzamin gimnazjalny z polskiego, każdy łączy jedno – wypracowanie. Na egzaminie gimnazjalnym tematy są banalne, a na maturze już nieco poważniejsze, na temat przerabianych lektur. Ja mam smykałkę do pisania. Myślę, że fajnie i dość szybko się czyta to co piszę. Nie mam problemów z formułowaniem zdań i nie robię tak wielu błędów. I co z tego, skoro z wypracowań w szkole miałam zawsze tróje? I wynik matury też przez to był przeciętny. Oczywiście ktoś musiał wymyślić coś takiego jak klucze do wypracowań, przez co ich pisanie jest jak wypełnianie kuponu totolotka! Tak być nie powinno! Powinno się oceniać wypracowania inaczej – najważniejsze, by było na temat, odpowiednio długie, a nie na pół kartki, a poza tym – bez błędów! Bo inaczej wychodzi dziwna sprawa – jakim cudem umiemy napisać rozprawkę po angielsku na rozszerzonej maturze kiedy nie umiemy dobrze napisać wypracowania po polsku?
To co dzieje się w polskich szkołach woła o pomstę do nieba… ja jestem już po wszystkich szczeblach nauki i stwierdziłam właśnie, że niewiele z tego wszystkiego czego się uczyłam przez tyle lat mi się przydaje… owszem, wiele rzeczy warto wiedzieć, ale uważam, że od szczegółowej wiedzy są szkolne koła naukowe dla chętnych chcących wiedzieć więcej, a na normalnych lekcjach powinno się uczyć tego, co będzie później potrzebne w dorosłości. Dodam na koniec jeszcze, że w ramach lekcji informatyki powinny być prowadzone zajęcia na temat korzystania z internetu, przede wszystkim bezpiecznego, bo widać, że dzieciaki nawet omijają przepisy portali społecznościowych i zakładając konta podają inną datę urodzenia, a na to co nieraz wypisują to brak słów…