Poprawki – każdy copywriter to zna

Każdemu copywriterowi zdarza się dostać z powrotem swój tekst do poprawy. Jak często? To zależy od umiejętności, dokładności oraz zrozumienia wytycznych klienta. Mnie zdarza się to rzadko, ale copywriterzy ze słabymi umiejętnościami mierzą się z tym pewnie codziennie. Dla mnie poprawki to strata cennego czasu. Zwłaszcza, że najczęściej wynikają z niedokładności klientów w podawaniu wytycznych i z ich widzimisię. Rozumiem, że klientowi może coś nie pasować, coś się nie podobać, ale to, co wyprawiają klienci woła o pomstę do nieba. Znalazłam jednak na to sposób. Jaki? Czytajcie dalej.

Absurdalne powody zwrotu do poprawki

Wszystko, co tutaj piszę, pochodzi z mojego doświadczenia.

Historia nr 1: teksty o filtrach do ciężarówek. Nie dość, że temat, w którym jestem zielona jak szczypiorek, to jeszcze potem zwracanie do poprawki. Klient napisał w wytycznych m.in. żeby pamiętać, że nie piszemy auto, tylko samochód ciężarowy albo pojazd ciężarowy i podał sposoby regeneracji katalizatorów i filtrów w taki sposób, że byłam pewna, że chodzi o 3. Potem oddał do poprawy, bo nie chodzi tylko o ciężarówki, a sposoby regeneracji są dwa, a nie trzy.

Kwiatek nr 2: opisy firm budowlanych i produktów dla sklepu. Klient przysłał przykładowe dwa opisy i wszystkie (a było 10) miałam napisać według tych. No to napisałam, zwracając uwagę na takie szczegóły, jak zwrot do klienta (chcecie, możecie, kupicie – tak było w przykładach). I co? Teksty zwrócone do poprawy, bo nie piszemy per „wy” tylko „państwo”. Poprosiłam klienta, aby przeczytał jeszcze raz przykładowe teksty, które mi przysłał.

Kwiatek nr 3: opisy artykułów dekoracyjnych dla sklepu. Najpierw miałam wysłać ze dwa na próbę, a później miałam 40 do napisania. Po próbnych wszystko było cacy. Po skończeniu zlecenia i wysłaniu tekstów zwrot do poprawy, bo „mają być dłuższe”. Zagotowało się wtedy we mnie ostro i napisałam szanownemu klientowi, że miał czas na uwagi po dwóch próbnych. No i na koniec ostatnia historia i taka uwaga od klienta: styl tekstu gryzie się z moimi poglądami. Sorry, ale ja nie jestem jasnowidzem i nie wiem jakie kliencie masz poglądy. No i to oddawanie do poprawy z powodu jakiegoś przecinka albo linków do dodania. Sami by to sobie szybciej zrobili niż ja im zrobię, bo dla mnie priorytetem są bieżące zlecenia. Poprawki robię jak mam czas.


Do poprawki po miesiącu

Dostaję zlecenie z terminem 2-3 dni na napisanie. Piszę tekst, wysyłam, mija miesiąc, ja zawalona bieżącymi zleceniami, a tu bum, do poprawki. Tekst napisany miesiąc albo i ponad miesiąc temu, więc ja skoncentrowana na bieżących zleceniach nawet już go prawie nie pamiętam. Tak się klientowi spieszyło, że dał mi tylko 2-3 dni na realizację, a potem przez miesiąc mu się nie chciało sprawdzić. W takim razie tym bardziej ja nie zamierzam się spieszyć, bo raz że klientowi chyba się nie spieszy, skoro dopiero po miesiącu od otrzymania sprawdzał tekst, a do tego chodzi o pierdołę, którą sam by sobie najszybciej poprawił, ale jemu się nie chce.

Nie wiadomo, co poprawić

Rzadko zdarza się, żeby ktoś odesłał coś do poprawy, nie podając w ogóle powodu. Często jednak niestety klienci nie podają dokładnie o co chodzi. Na przykład napiszą, że brakuje przecinków albo, że są jakieś tam błędy i tyle. To jest zbyt ogólne. W takiej sytuacji ja muszę od góry do dołu czytać tekst i domyślać się o co chodzi klientowi i dodatkowo narażać się na odesłanie po raz kolejny, bo „nie o to chodziło” albo „nie wszystko poprawione”. Ponadto tracę mnóstwo cennego czasu na szukanie tego, co jest źle. Elementy do poprawy powinny być w tekście zaznaczone i podane objaśnienia – dlaczego to nie pasuje klientowi.

10 razy do poprawki

To jest kolejna paranoja. Klient odsyła tekst do poprawki i pisze jakiś tam powód. Poprawiam, wysyłam poprawiony tekst i za jakiś czas znów odesłany do poprawki, tym razem przez coś innego. I tak potrafią od kilku do nawet kilkunastu razy odsyłać teksty wynajdując kolejne rzeczy do poprawy, co jest ogromnie irytujące. Naprawdę tak trudno dokładnie sprawdzić i podać od razu wszystko do poprawki czy zmiany?


Jak sobie z tym poradzić?

Poprawki są czymś normalnym i dzięki nim wiele się uczymy. Jednak sytuacje takie, jak wyżej przytoczone są mega wnerwiające i nie powinny się zdarzać, ale niestety się zdarzają. Jak sobie z tym poradzić? Jakoś trzeba, bo nie można pozwolić klientom wejść sobie na głowę. Oto, co ja zrobiłam. Od początku w regulaminie mam zapis, że kwotę do zapłaty przeliczam według długości tekstu po poprawkach i jeszcze doliczam 20% jeśli powód nie jest związany z moimi błędami czy pomyłkami. Ponadto od dziś jest kolejna zmiana w regulaminie – czas na zwrot do poprawy to 48 godzin od wysłania przeze mnie gotowego tekstu, a oddać tekst do poprawki można tylko raz. Po poprawce przesyłam kwotę do zapłaty i czekam aż się pojawi na koncie.

Radzę od serca każdemu copywriterowi ustalić mocne zasady, bo naprawdę szkoda nerwów. A klientom radzę przede wszystkim porządnie opisać zlecenie, aby nie było niejasności i nieporozumień, bo nie zrozumiałam o co chodzi. No i oczywiście, żeby nie było, że po wykonaniu zlecenia nagle klientowi przypomni się albo wpadnie do głowy, że jeszcze pogrubienia by się przydały czy coś. Jeśli już zaś ktoś odsyła tekst do poprawy, niech się dobrze zastanowi, czy sam tego przecinka szybciej nie zmieni albo, jeśli do poprawy jest więcej, niech poda od razu wszystko, a nie odsyła tekst 10 razy. Najlepiej zaznaczyć w tekście elementy do poprawy, bo wtedy zrobię to szybciej, dzięki temu, że nie będę musiała sama szukać. Takie sytuację naprawdę wyglądają, jakby klientowi nie zależało jednak na czasie, co jest nie fair dla mnie, jeśli najpierw dał mi krótki termin na realizację.