Robisz to? To autystyczne maskowanie

Maskowanie to bardzo istotny sygnał, wskazujący na to, że możesz mieć autyzm. Dotyczy ono większości dorosłych wysokofunkcjonujących. Maskują się przede wszystkim kobiety, które mają tendencję do wyrabiania sobie pewnych mechanizmów, które pomagają im radzić sobie w realnym świecie. I nie tylko kobiety, bo już dziewczynki potrafią się maskować, czego jestem przykładem. Czym jest autystyczne maskowanie, w jaki sposób się maskujemy i czy to faktycznie pomaga?

Czym jest autystyczne maskowanie?

Autystyczne maskowanie to szereg czynności, które wykonujemy, aby przełamywać swoje trudności, unikać niekomfortowych sytuacji i jakoś radzić sobie w tym neurotypowym świecie. Ma to na celu ukrycie swojej odmienności oraz zapobieganie nieporozumieniom, dyskryminacji i odrzuceniu. Większość dzieci z autyzmem doświadcza przemocy w szkole. Dorośli autyści też często nie są rozumiani i dobrze traktowani. Dziewczyny już od dziecka maskują się, aby spełnić narzucane im zasady społeczne. Wszyscy uczą dziewczynki, że mają być grzeczne, ciche, że dziewczynkom nie wypada kląć, krzyczeć, bić się, zabrudzić lub zniszczyć ubrania itd. Chłopcom wszystko wolno, bo to chłopcy. Ich się nie zmusza do grzeczności. Poprzez maskowanie próbujemy też przypodobać się innym i zyskać przyjaciół. Próbujemy pokazać, że jesteśmy normalni, tacy, jak wszyscy.

Autystyczne maskowanie polega na kompensacji pewnych deficytów. To, co jest naturalne dla osób neurotypowych – np. różne zachowania, odczuwanie i okazywanie emocji, komunikacja (patrzenie w oczy, small talk), dla nas nie jest. My się tego musimy uczyć i robimy to wszystko mechanicznie, sztucznie, na siłę. Nierzadko jest to widoczne, ale mimo to u wielu osób autyzm jest podważany przez to, że potrafią to, co właściwie maskują.

W jaki sposób się maskujemy?

Maskujemy się na wiele sposobów. Jeśli Ty też tak robisz, możesz mieć autyzm. Najczęściej autystyczne maskowanie wygląda tak:

  • zmuszanie się do kontaktu wzrokowego lub patrzenie na czoło/usta, zamiast w oczy;
  • zmuszanie się do small talków, długotrwałe przygotowywanie się do rozmów, tworzenie różnych scenariuszy, układanie sobie swoich wypowiedzi, próby przewidzenia pytań i słów rozmówcy;
  • wieczne udawanie, że to, co dla nas jest niekomfortowe, jest ok, udawanie, że mamy podobne zainteresowania, poglądy, upodobania do innych;
  • zmuszanie się do ukrywania stimów, natręctw, pilnowanie się na każdym kroku;
  • udawanie, że wszystko rozumiemy, przytakiwanie innym, śmianie się z żartów, które tak naprawdę nas nie śmieszą lub ich nie rozumiemy, udawanie, że rozumiemy czyjeś intencje, że jesteśmy kimś zainteresowani;
  • obserwowanie i naśladowanie innych, zwłaszcza wzbudzających naszą sympatię;
  • próby bycia pewnym siebie, decyzyjnym, ekstrawertycznym, asertywnym, liderem.

Ja też się maskuję i to od dzieciństwa. Zawsze miałam tylko jedną przyjaciółkę. Byłyśmy sąsiadkami, więc w domu byłyśmy jak papużki nierozłączki. W szkole jednak coś się zmieniało i ona wolała siedzieć z innymi dziewczynami, a ja zostawałam sama z boku. Widząc jak bardzo jest lubiana i wiedząc, że jestem inna, postanowiłam ją obserwować i zachowywać się tak jak ona. Myślałam, że może wtedy mnie polubią, ale niestety to nie poskutkowało. Nigdy też nie umiałam ładnie pisać. Mama wiecznie denerwowała się, że bazgrzę. Wymyśliłam więc, że wypatrzę, w jaki sposób moja przyjaciółka i inne ładnie piszące dziewczyny trzymają długopisy w rękach i spróbuję trzymać tak jak one. Może to coś da. W efekcie… umiem pisać na różne sposoby. Mogłabym być mistrzynią w podrabianiu podpisów. 😉

Czy maskowanie faktycznie pomaga?

Odpowiedź jest krótka – NIE. Absolutnie nie pomaga, a wręcz szkodzi. To znaczy, działa trochę jak lek przeciwbólowy. Lek pomaga na chwilę, a potem ból wraca i ciągłe zażywanie leku i to w coraz większych dawkach męczy oraz może powodować niefajne skutki uboczne, a nawet uzależnić. Maskowanie też bardzo męczy, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. To jest nieustanny mentalny wysiłek, do którego zdolni są głównie autyści z wysoką inteligencją. Koszty psychiczne są jednak ogromne – wielu autystów, zwłaszcza kobiet przypłaca maskowanie depresją, nerwicą, a nawet próbami samobójczymi, nierzadko udanymi. Wielu autystów, kiedy maskowanie tylko wykańcza, nie przynosząc rezultatów, przeżywa tzw. autistic burnout, czyli wypalenie autystyczne, fizyczne wyczerpanie i przestymulowanie sensoryczne. Wiele energii wkładamy w to, by jakoś dostosować się do tego świata. Zatracamy przez to samych siebie, gubimy się w tym, kim naprawdę jesteśmy.

W przypadku osób z diagnozą autystyczne maskowanie powoduje podważanie diagnozy nawet przez bliskich. To właśnie przez maskowanie słyszymy ciągle teksty typu: „nie wyglądasz na autyzm”, „przecież ty nie masz autyzmu, bo patrzysz w oczy”, „nie wmawiaj sobie, naczytałaś się bzdur”, „jak możesz mieć autyzm, skoro potrafisz to czy tamto.” Z kolei w przypadku osób bez diagnozy, maskowanie może utrudnić jej otrzymanie. Po pierwsze, maskujące się dzieci są postrzegane jako grzeczne, spokojne, ciche. Zwykle w przedszkolu czy szkole tak jest, ale w domu, gdzie dziecko czuje się swobodniej, pokazuje zupełnie inną twarz. Jestem tego najlepszym przykładem. W szkole cicha, spokojna, wycofana szara myszka, a w domu rozhukany harpagan niemogący usiedzieć na tyłku. Mama non stop mówiła, że jestem nadpobudliwa i stwierdziła to nawet jakaś psycholożka, do której kazała mamie zabrać mnie wychowawczyni przez moje ataki agresji.

Po drugie, przypadku dorosłych osób bez diagnozy z kolei nierzadko jest tak, że próbują ją zdobyć, ale nie otrzymują, bo wymykają się spod kryteriów. Niestety bardzo brakuje dobrych specjalistów, którzy potrafią wyłapać maskowanie, a my nie potrafimy nawet zachowywać się naturalnie, po swojemu, w gabinecie podczas diagnozy, bo nawet tam nie czujemy się komfortowo. Większość placówek diagnostycznych nie jest w ogóle przystosowana do potrzeb sensorycznych autystów, a personel często jest niemiły i mało wyrozumiały. W efekcie wiele osób, a zwłaszcza kobiet, pozostaje bez diagnozy, mimo pewności autyzmu, a inni, znając realia od takich, którzy próbowali, boją się pójść na diagnozę z obawy przed złym potraktowaniem, kosztem psychicznym i wyjściem bez diagnozy, z błędną (to też się niestety zdarza) oraz stratą niemałych pieniędzy. Dlatego pisałam już nie raz o tym, że nie należy podważać autyzmu u nikogo, również u osób bez oficjalnych diagnoz.

________________________________________________________

Utrzymanie bloga też kosztuje. Jeśli więc podoba Ci się to, co piszę, postaw mi symboliczną kawę, która doda mi energii i bardzo pomoże w rozwoju bloga, który jest moją pracą i pasją. Będę Ci bardzo wdzięczna za docenienie i wsparcie. 🙂 W dodatku wspierasz Zwierzogranie! 10% od każdej kawy wpłacę na zbiórkę! A jeśli chcesz wiedzieć więcej o BuyCoffee, zajrzyj TUTAJ.