Felieton: Badajcie się! My? Wy, lekarze nas badajcie!
Badajcie się! Wołają specjaliści ze wszystkich stron. Jest bowiem wiele chorób rozwijających się podstępnie, długo i bez objawów, a gdy objawy się pojawią, jest za późno. Należą do nich oczywiście nowotwory, które są zagrożeniem życia. Szczerze? Ja mam dość tego ich nawoływania i narzekania, że nie chcemy się badać. To nieprawda, że nie chcemy. To oni nie chcą badać nas! Robią to, jak damy im w łapy, a jak nie to każą czekać tyle, że prędzej można umrzeć niż doczekać wizyty!
Najpierw przeprawa u lekarza rodzinnego
Żeby móc zrobić badania profilaktyczne u specjalisty, trzeba najpierw uzyskać skierowanie od lekarza rodzinnego. Niestety, lekarze rodzinni mają jednak to w dupie. Nie dostaniesz skierowania, jeśli nie masz jakichś objawów lub odchyłów w wynikach krwi i moczu. No chyba że chodzi o dermatologa i lekarz zobaczy w karcie, że ostatnio pokazywałeś swoje znamiona temu specjaliście z 5 lat temu. Ba, nawet na te badania krwi, które zwykle można wykonać w tej samej przychodni następnego dnia rano, trudno dostać skierowanie będąc ogólnie zdrowym. Jak nie masz żadnych problemów zdrowotnych, to dostaniesz skierowanie najwyżej wtedy, jak lekarz rodzinny raczy łaskawie zauważyć w twojej karcie, że ostatnie badania miałeś 5 lat temu…
Umówienie na wizytę i jej doczekanie = cud
Załóżmy, że jakimś cudem udało się zdobyć skierowanie od lekarza rodzinnego. Kolejny krok, to telefon w rękę i dzwonienie, żeby się zarejestrować. Tylko że dodzwonienie się do przychodni specjalistycznej graniczy z cudem. Wiecznie zajęte albo nikt nie odbiera, bo paniusie sobie popijają kawusię i mają gdzieś, że telefon się „urywa”. Kiedy wreszcie jakimś cudem ktoś odbiera słuchawkę, dowiadujesz się łaskawie, że masz termin za pół roku albo i dalej. Masz wybór – albo czekać, albo iść prywatnie i bulić kupę kasy. Badajcie się! Pytanie, za co… Jeśli nie masz kasy, to musisz czekać, mimo płaconych horrendalnie wysokich składek. Pytanie na co one idą, skoro i tak nie można dostać się do lekarza?
Dzień wizyty – wolne w pracy
Jak wiadomo, wizyty do lekarzy ustalane są na konkretną godzinę. To by dawało fajną możliwość pracującym, mającym przychodnię niedaleko pracy. Mogliby urwać się na wizytę i po wizycie wrócić. Jednak niestety tak się nie da. Dlaczego? Ano dlatego, że osoba umówiona na 11:30 wchodzi zazwyczaj o 14. Rejestratorzy kompletnie nie mają pojęcia, że z jednym pacjentem schodzi 5 minut, a z innym 50. Najlepszy przykład? Wyżej wspomniany dermatolog. Jedna osoba ma dwa pieprzyki do obejrzenia i wyjdzie po 5 minutach, a inna z 50 pieprzykami będzie siedziała dwie godziny. Tymczasem rejestratorzy wpisują zadowoleni po 5 pacjentów na godzinę i trzeba stracić kupę czasu na wizytę, a do tego brać wolne w pracy. Nie zawsze tak łatwo to wolne dostać, więc wiele osób zwleka z pójściem na badania. Strach ustalać termin, kiedy nie wiadomo, czy szef pozwoli pójść.
Wreszcie w gabinecie i… figa z makiem
Wreszcie wchodzisz do gabinetu. Lekarz zadaje ci szereg pytań, opukuje, ostukuje, przegląda ostatnie wyniki krwi i inne takie i dopiero potem stwierdza, czy badania ci w ogóle potrzebne. Nie masz objawów, masz dobre wyniki krwi? To po co ci ta kolonoskopia czy cytologia, jak jesteś zdrowy? Lekarze sami zapominają, że brak objawów i ogólnie dobre samopoczucie nie musi oznaczać, że jest się zdrowym… Jeśli jednak ponarzekasz, że boli cię brzuch i skierowanie na kolonoskopię dostaniesz, musisz ustalić na nią kolejny termin. I co się okazuje? Za kolejne pół roku albo i więcej! Czyli minie rok od otrzymania łaskawie skierowania od lekarza rodzinnego! W takim czasie to rak już spustoszenie może zrobić w organizmie! Tymczasem to nie wszystko! Po badaniu znowu musisz ustalić termin do lekarza, żeby iść z wynikami. I… kolejne pół roku czekania! To jest totalnie chore!
Badajcie się! Dobra, tylko gdzie?
Od ponad roku mamy pandemię koronawirusa. Pandemię, która spowodowała, że… nie sposób dostać się gdziekolwiek do lekarza! Mimo to na okrągło słychać: Badajcie się! Nie odkładajcie badań mimo pandemii! To do cholery nas przyjmujcie, a nie zamykajcie przychodnie! To do cholery róbcie te badania, a nie odwołujcie! Co mi dadzą badania, jak i tak nie będę mogła podjąć ewentualnego leczenia, jak coś wyjdzie nie tak, bo w szpitalach nie ma zabiegów ani nic! Proszę bardzo drodzy lekarze, wytłumaczcie mi, jak w takiej sytuacji i gdzie mam się badać?!
Niestety polska służba zdrowia to jakaś masakra. Na wszystko czekaj, kiedy czas się liczy. Od roku istnieje tylko koronawirus. Nie neguję jego istnienia, jak robi to wielu Polaków, ale nie podoba mi się to, że przez niego nagle przestały istnieć inne choroby. No sorry, ale wypadałoby to jakoś wypośrodkować, bo każdy zasługuje na pomoc, możliwość skorzystania ze służby zdrowia i zrobienia badań czy zabiegów, niezależnie od tego, na co jest chory. Tymczasem nawet chorzy na raka muszą czekać… Niepełnosprawni z powodu chorób czy wypadków muszą czekać na rehabilitację, na którą nie wolno im czekać, jeśli chcą być kiedyś sprawni i której nie wolno im przerywać, bo to niweczy wszelkie dotąd wypracowane efekty. Tylko że żaden lekarz tego zdaje się nie rozumieć. Totalnie brak słów…