Felieton: Afera o alko-tubki
Na początku października pewna firma wypuściła na rynek alkohol w tubkach. Alko-tubki z wódką i nalewkami trafiły do sklepów i wylądowały na półkach obok owocowych musów i soczków dla dzieci, co wywołało ogromną aferę. Wystarczył jeden dzień i już doszło do pomyłek, które mogły mieć fatalne skutki. Pytanie, czy to producent nie przemyślał dobrze produktu, czy sklepy jego położenia. Inne pytanie, które się nasuwa, to: dlaczego nikt przez lata, do dziś, nie zrobił afery o słodycze z alkoholem i inne niebezpieczne rzeczy, które w sklepach są dostępne dla każdego?
Alko-tubki „idealne” dla młodzieży
Wraz z pojawieniem się saszetek z alkoholem w sklepach padł blady strach na dorosłych – rodziców, nauczycieli, lekarzy, a nawet polityków. Również znane osoby nie potrafiły przejść obok tego obojętnie. Uznano alko-tubki za coś, co przyczyni się do rozpijania młodzieży. Masa dzieciaków, nawet z podstawówki, chodzi już samopas do sklepów i mogą kupować co chcą, bo obok nie ma „starych”. Do tego doszło zachęcające opakowanie, które nigdzie nie wzbudzi podejrzeń. Kto, widząc dzieciaka z taką tubką w ręce, stwierdzi, że dzieciak pije alkohol? Nikt. Ani rodzice, ani nauczyciele w szkole. Charakterystyczne butelki czy puszki pozwalają z daleka rozpoznać, że ktoś pije alkohol. Alko-tubki zaś są bardzo dyskretne, a nawet dzieciaki wiedzą, że nie wolno pić alkoholu w miejscach publicznych. Z tubkami mogłyby pić do woli, bo nikt by ich nie kontrolował, myśląc, że piją musy. Czy o to właśnie chodziło producentowi? To, co zakazane, przyciąga tym bardziej, im bardziej dyskretnie można to robić, używać. Chcieli zarobić przyciągając niewinnymi opakowaniami i rozpijając dzieciaki i nie tylko, bo i dla dorosłych pijaczków też byłby to „łakomy kąsek”? Ręce opadają.
Alko-tubki obok musów i soczków – błąd również po stronie sklepów?
Nie tylko sam nowy produkt alkoholowy okazał się problemem, ale również jego umieszczenie przez sklepy. Otóż alko-tubki nieróżniące się wyglądem od musów i soczków dla małych dzieci znalazły się na półkach obok nich. Czy pracownicy sklepów są tak ślepi, że nie zauważyli, że mimo opakowania nie jest to produkt dla dzieci? Czy wydawało im się, że każdy zauważy różnice, tak jak producentowi, który nie miał sobie nic do zarzucenia i był wielce zdziwiony, że alkohol w tubkach wywołał taką aferę? Producent twierdził, że produkt był dobrze oznaczony. Fakt, dla rozsądnego, dorosłego i dobrze widzącego człowieka, produkt powinien być łatwy do odróżnienia.
„Voodka”, „Pigvoovka” – takie nazwy od razu przywołują na myśl napoje alkoholowe. Dorosły jeszcze to ogarnie, ale dzieciak już niekoniecznie, zwłaszcza taki z drugiej, trzeciej klasy, a nawet takie już same łażą po sklepach, tym bardziej gdy sklep znajduje się blisko szkoły lub domu. Ponadto na pewno alko-tubki różniły się ceną od musików. Na pewno musiały być sporo droższe i to też powinno wzbudzić podejrzenia dorosłych. Tymczasem dorośli się spieszą, zgarniają z półek rzeczy, nie patrząc, co biorą, a kasjerzy też przerzucają w pośpiechu produkty i nie zwracają uwagi, że ktoś mógłby mieć w koszyku alko-tubkę, zamiast musiku dla dziecka. Już w dniu wprowadzenia produktu na rynek doszło do pomyłek, które mogły być fatalne w skutkach. Pewna mama żaliła się w SM przerażona, że jej babcia (prababcia jej córki) kupiła dla niej taki „musik” i gdyby ta mama tego nie zauważyła, to mogłoby dojść do tragedii, gdyby wypiło to tak małe dziecko. Babcia była załamana, że tak się pomyliła. „Niewinne” opakowania nie tylko mogły przyciągać, ale także wprowadzały w błąd przez umiejscowienie na półkach z musami dla dzieci. Jednak nawet umieszczenie ich na stoisku alkoholowym nie rozwiązałoby całkiem problemu, bo w dużych marketach i tak każdy ma do nich dostęp.
Alko-tubki – afera od razu, słodycze – cisza
Od razu, jak tylko alko-tubki pojawiły się w sklepach obok dziecięcych musów, zrobiła się ogromna afera. Mówiły i pisały o nich wszystkie media, a nawet znane osoby. Tymczasem od wielu lat mamy w sklepach słodycze z alkoholem i nikomu jakoś nigdy nie przeszkadzało ani nie przeszkadza teraz, że leżą sobie na półkach razem z normalnymi słodyczami. O ile bombonierki z alkoholem można jeszcze rozpoznać po nazwie (np. Baryłki) czy opakowaniu i nie kupuje się w ogóle bombonierek dzieciom, o tyle jest wiele innych słodyczy, co do których nawet nie każdy dorosły jest świadomy, że zawierają alkohol, a co dopiero dzieci. Tymczasem spirytus znajdziemy w składach takich słodyczy, jak cukierki Michałki czy Trufle oraz batoniki nazwane ludzkimi imionami, np. Jacek, Ikar, Danusia czy Pawełek.
Jednak nie ma żadnego oznaczenia, które od razu wskazywałoby na zawartość alkoholu. Dopiero po przeczytaniu składu na opakowaniu batonika wiadomo, że zawiera alkohol. Z cukierkami jest jeszcze gorzej, bo są zwykle sprzedawane na wagę, a skład jest umieszczony tylko na oryginalnym opakowaniu. Na papierkach, w które cukierki są owinięte zwykle składu nie ma lub jest tak drobny, że nawet lupa nie pomaga przeczytać, więc większość osób go zwyczajnie nie czyta. Potem mamy sytuacje, że ktoś zje batonika, czekoladkę czy cukierka z alkoholem, po czym wsiada do auta, zostaje zatrzymany przez policję i okazuje się, że ma alkohol we krwi. Po nawet jednym cukierku! A mogą to jeść bez problemu dzieci z podstawówki, bo nikt im nie zabroni kupić i jeść. A dodajmy jeszcze nieostrożność rodziców, którzy kupią albo dostaną alkoholowe słodkości i zostawią w zasięgu dzieci albo i sami je poczęstują nieświadomi zawartości.
Nie tylko alko-tubki. Są inne kontrowersyjne rzeczy
Alkohol to nie jedyna stosowana na co dzień, również przez młodzież, używka. Papierosy pali zdecydowanie więcej ludzi (w tym młodzieży), niż pije alkohol. Szkodliwość nikotyny znana jest od wielu, wielu lat, więc od dawna też są próby stworzenia „zdrowszych” alternatyw. Najpierw były e-papierosy, nawet o różnych owocowych smakach. Jednak okazało się, że są one równie niezdrowe, co zwykłe. Mimo to dzieciaki palą je na potęgę. W dodatku od niedawna w sklepach mamy nowość – tak zwane snusy. To malutkie woreczki z nikotyną, które wkłada się pod język, gdzie ulegają rozpuszczeniu i wchłonięciu do organizmu.
Wydaje się, że to niby zdrowsze, bo się tego nie wdycha, ale przecież papierosy nie szkodzą tylko płucom przez wdychanie. Nikotyna krąży we krwi jak narkotyk i zatruwa cały organizm, zwiększając ryzyko rozmaitych ciężkich chorób. Tymczasem snusy są bardzo atrakcyjne dla młodzieży, bo, tak jak alko-tubki, są dyskretne. Są malutkie, więc łatwo niepostrzeżenie dać je komuś innemu, tak samo, jak włożyć do ust. Nic nie dymi, nie śmierdzi, więc nikt się nie zorientuje, że dzieciak „pali”, co jest dodatkową zachętą, bo z paleniem, jak z piciem – nie można tego robić wszędzie. Snusy zaś można bez problemu używać w każdym miejscu. I nikt nie robi afery z tego, że to taka sama nikotyna, jak w papierosach i, mimo że się nie wdycha dymu, działa na organizm tak samo.
Czas najwyższy na zmiany w przepisach
Na szczęście producent alko-tubek, widząc aferę, wycofał je z rynku. Jednak to problemu nie rozwiązuje, bo każda inna firma może wprowadzić coś podobnego, co już takiej afery nie wywoła, tak, jak do dziś nie wywołują jej alkoholowe słodycze czy coraz to nowe wynalazki nikotynowe. Rynek alkoholowy reguluje bardzo stara ustawa z 1982 roku, która wymaga zmian. Jednak rząd, póki co, wziął się jedynie za sam zakaz alko-tubek. Proponowane są przepisy uściślające, jakie opakowania i oznaczenia mogą, a jakich nie mogą mieć produkty alkoholowe. Proponuje się również wprowadzenie zakazu sprzedaży alkoholu w postaci innej, niż płynna. Czy to mogłoby spowodować zakaz sprzedaży alkoholowych słodyczy? Trudno powiedzieć.
Ani słowa nie ma jednak o tym, co było już kiedyś głośno zapowiadane, a więc o zakazie promocji na alkohol czy sprzedaży w internecie, nocą i na stacjach benzynowych. Ponadto przydałoby się także uściślić przepisy dotyczące weryfikowania wieku osoby kupującej alkohol i inne rzeczy, które powinny być dostępne wyłącznie dla dorosłych. Obecnie prędzej sprawdzą Ci dowód widząc na taśmie energetyk, niż alkohol. A przecież nastoletnie dzieciaki potrafią wyglądać jak dorosłe osoby. Moim zdaniem najlepiej by było stworzyć w sklepach zamknięte strefy z produktami tylko dla dorosłych, gdzie byłyby wszelkie produkty alkoholowe, włącznie ze słodyczami, papierosy, produkty nikotynowe czy energetyki i pirotechnika, a przed wejściem do strefy każdy musiałby przejść weryfikację wieku (no może poza osobami, po których widać, że są dorosłe, bo mają już np. oznaki starzenia). Tego jednak pewnie się nie doczekamy. Cóż, zobaczymy, co ten nasz kochany rząd wymyśli.
_______________________________________________________
Utrzymanie bloga też kosztuje. Jeśli więc podoba Ci się to, co piszę, postaw mi symboliczną kawę, która doda mi energii i bardzo pomoże w rozwoju bloga, który jest moją pracą i pasją. Będę Ci bardzo wdzięczna za docenienie i wsparcie, a jak mogę okazać Ci wdzięczność – zobacz tutaj! 🙂