Dlaczego wolę pisać niż mówić?
Na wstępie chciałabym przeprosić moją przyjaciółkę, która przeczytała wcześniejszy wpis i odebrała krótką wzmiankę o sobie trochę negatywnie. Nie wiem, może wzięła też do siebie coś z tego przydługiego opisu życia z wcześniejszymi współlokatorami? Mam nadzieję, że nie i że brat, z którym mieszkałam najpierw, też nie poczuł się urażony, bo wiem, że czyta bloga. Opisane rzeczy dotyczą współlokatorów, których miałam po bracie, a przed przyjaciółką.
Kochana, przytoczyłam tam dwie sytuacje, ale nie z jakimś wyrzutem do Ciebie i chłopaka, ale dla porównania, że zdarzyły się tylko dwie i więcej nie powtórzyły, podczas gdy z wcześniejszymi współlokatorami bywało o wiele gorzej. Kiedy mi o tym powiedziałaś, zrobiło mi się przykro, bo nie chciałam tym wpisem Cię urazić. To był ogólnie ciężki dzień i to mnie dobiło już do końca, aż się spłakałam. Nie wiedziałam, że czytasz tego bloga i mi bardzo miło, że czytasz. Mam nadzieję, że nie przestaniesz.
Pora przejść do tematu wpisu. Zdecydowanie wolę pisać niż mówić. O wiele lepiej wychodzi mi pisanie. Byłaby to wymarzona dla mnie praca. Stronię od kontaktów z ludźmi, bo nie lubię, ba nie potrafię rozmawiać. Najlepiej mi się rozmawia o tym, co mnie interesuje. Pisze także. Dlaczego tak jest? Dlaczego wolę pisać niż mówić? Oto odpowiedź:
- Nieśmiałość – Jestem innym typem człowieka niż wszyscy. Podejrzewam też dlaczego tak jest. Jestem osobą małomówną, chcącą się ładnie wypowiedzieć, ale mówiącą szybko i z trudem dobierającą słowa. Zawsze się muszę zastanowić zanim coś powiem, zanim odpowiem na pytanie. Wolę rozmawiać na tematy, które mnie interesują. Nie lubię marudzić, prosić się o coś, narzucać się komuś. Brat jak z nim mieszkałam często narzekał, że nic nie powiem, a przecież się nie będzie domyślał, że coś mi trzeba. A ja po prostu jestem nieśmiała i nikomu nie chcę robić problemów. Niestety za często zdarza się, że coś co powiem jest źle odbierane. Zresztą jak widać czy powiem, czy napiszę. Dlatego wolę milczeć. Nie lubię też zadawać dużo pytań, bo sama wiem, że gdyby ktoś zasypał pytaniami mnie, to nie byłoby to dla mnie przyjemne. Kieruję się zasadą „Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”. Nie pobłażam tylko chamstwu i potrafię równie chamsko na nie odpowiedzieć. Tu nieśmiałość się kończy;
- Czas – Pisząc mam czas na to, by zastanowić się jak napisać, by odpowiednio sformułować wypowiedź. Odbieram SMS, wiadomość na Facebooku, czy mail i mam czas, by zastanowić się, co odpisać, bo nie muszę odpisać od razu. Ktoś ma pytanie – mam czas na poszukanie odpowiedzi. W rozmowie w cztery oczy czy telefonicznej nie mam tej możliwości. Tu muszę odpowiadać w ułamku sekundy, zwłaszcza na pytanie, bo zaraz zostanę posądzona o ignorancję lub głuchotę. Telefon też ciszy nie znosi i można powiedzieć rozmówcy „chwileczkę, zaraz poszukam”, ale przecież szukając nie będę nawijała do niego nie wiadomo o czym, więc milknę i zaraz słyszę „jesteś tam?”. Do tego maila czy wiadomość odbieram w momencie kiedy zaglądam na Facebook czy pocztę i wcale nikt mnie nie zmusza, bym zaglądała co 5 minut, 500 razy dziennie. Zaglądam kiedy mam czas, na spokojnie. Wolę to niż łazić wszędzie z telefonem przy dupie, a może jeszcze przed nosem zamiast patrzeć co się dzieje wokół mnie, jak większość ludzi robi. Wolę się nie denerwować, że mi telefon może zadzwonić w najmniej odpowiednim momencie (w tramwaju, przy hałaśliwej ulicy, przy kasie w markecie albo w łazience kiedy będę się kąpać albo załatwiać potrzebę…;
- opcje: edytuj/usuń – W internecie zanim zatwierdzę tekst i wyślę/opublikuję, mam możliwość coś zmienić, poprawić błędy, bo skoro mnie oczy bolą od czytania tekstów z błędami, to sama też nie lubię z błędami pisać. To raz, a po drugie jak już opublikuję, to mam jeszcze możliwość usunięcia całkiem. W rozmowie w cztery oczy czy przez telefon jest zupełnie inaczej. Co powiem, to już powiem. Nie cofnę wypowiedzianych słów, nie poprawię wypowiedzianego błędu;
- emotikony – Moja komunikacja niewerbalna kuleje mocno. Od dzieciństwa mało co gestykuluję, nie umiem robić min, lewo umiem oko puścić. Mam twarz niemal jak kamień. Do tego dochodzi ton wypowiedzi, który albo nie jest emocjonalny albo aż za bardzo. Często właśnie przez brak mimiki moje wypowiedzi ustne mogą być nieodpowiednio odbierane, a tego nie chcę, a jak piszę i na końcu zdania/całej wypowiedzi dam odpowiednią emotikonę to staje się to bardziej zrozumiałe i przejrzyste. Najgorzej to jest z żartami. Mnie trudno rozśmieszyć ani ja nie sypię dowcipami jak z rękawa. U mnie to raczej ironia, sarkazm, ale niestety brany czasem na serio. Choć zdarza się, że i na piśmie ludzie nie zauważają na końcu wypowiedzi emotikony puszczającej oko lub pokazującej język…;
- rozumienie przez rozmówców – Napisać wystarczy raz, przeczyta ktoś raz i jest ok. Natomiast jak mówię, to wkurza mnie to, że ciągle ktoś zwraca mi uwagę, że mówię za głośno, za cicho albo za szybko czy niewyraźnie. Wnerwia mnie to, że muszę coś powtarzać 5 razy, zwłaszcza jak ktoś jest w pewnej odległości ode mnie i muszę do niego krzyczeć. No gardło zedrzeć to ja sobie mogę najwyżej na koncercie rockowym.
Chyba podałam już wszystkie najważniejsze powody, dla których wolę pisać. Pisanie jest dla mnie łatwiejszym sposobem komunikacji z innymi, sposobem na wyrażenie swojego zdania. Łatwiej się pisze z nieznajomymi osobami niż rozmawia. Przynajmniej się wie, że ktoś nie zrobi krzywdy, a jak ktoś zaczepi na ulicy, to zawsze się pojawia niepokój, że ten ktoś wyciągnie nóż z kieszeni jak odmówię pomocy, bo nie będę umiała pomóc. Łatwiej też zwrócić komuś uwagę, że robi/pisze coś źle, niestosownie itp. bo zwrócić uwagę komuś bezpośrednio, to się tylko oberwie za wtrącanie się w nieswoje sprawy. Takie dzisiaj czasy nastały… Najlepiej to pisze mi się właśnie takie dłuższe wypowiedzi. Taki wpis na blogu, cudownie jest pisać. Jeśli chodzi o pisanie z kimś bezpośrednio, np. na czacie na Facebooku, to dla mnie też nieco łatwiejsze niż normalna rozmowa. Nie muszę odpisywać od razu, chociaż wypada w miarę szybko, bo przecież rozmówca widzi, że jestem cały czas. Sama mało kiedy zaczynam rozmowę, nawet na czacie. Jak ktoś napisze, to rozmawiam. Zwykle odpowiadam bardzo krótko albo piszę na raz cały tekst. Nie potrafię tak rozdrabniać jak wszyscy i wysyłać każdą linijkę oddzielnie. Dla mnie to bez sensu. Jak mam sprawę, to piszę od razu o co chodzi, a nie w pięćdziesięciu linijkach. Myślę, że na dziś wystarczy. Wydaje mi się, że wyczerpująco piszę na każdy temat i jest co czytać. Cieszy mnie też, że chwalone jest to jak piszę. Aż się chce jeszcze bardziej. A może stanie się to niebawem moim sposobem na życie?