Feminatywy w treściach – używać, czy nie?
Feminatywy istnieją w naszym języku od zawsze. Są to końcówki nadające nazwom zawodów, czy wykonywanych funkcji, formy żeńskie. Obecnie budzą wiele kontrowersji za sprawą tego, że zostały dopuszczone do stosowania nawet w przypadku typowo męskich zawodów lub funkcji. Niekiedy trudno jest utworzyć feminatyw, który brzmiałby akceptowalnie. O ile zupełnie naturalnie i normalnie przychodzi nam mówienie: „klientka”, „pacjentka”, „aktorka”, „copywriterka”, o tyle już feminatywy od takich słów, jak „gość”, „doktor”, „magister” czy „kierowca” trudno stworzyć tak, by nie budziły kontrowersji. Dlatego uznałam, że feminatywy w treściach to ważna kwestia do poruszenia. My, content writerzy też używamy nierzadko feminatywów. Warto więc wiedzieć, czy należy ich używać i jak robić to poprawnie.
Feminatywy w treściach – kiedy można używać?
Feminatywy w treściach nie zawsze będą dobrze odbierane. Przede wszystkim ich używanie należy uzależnić od grupy docelowej. Warto poprosić klienta lub klientkę o doprecyzowanie, czy grupą docelową nie są czasem sami mężczyźni lub same kobiety. Jeśli grupą docelową mają być miłośnicy elektroniki, kojarzy nam się ona od razu z mężczyznami, ale my, kobiety, też lubimy elektronikę. Jednak jeśli grupa docelowa to np. mechanicy samochodowi, można sobie feminatywy darować, bo tu rzeczywiście są to głównie mężczyźni. Zanim użyjemy feminatywów warto się zastanowić, jaki procent kobiet może należeć do danej grupy docelowej. Jeśli raczej niewielki, treści trzeba pisać pod mężczyzn. Nawet klient może nie być zachwycony użyciem feminatywów, wiedząc, że grupa docelowa to głównie mężczyźni czy widząc, że brzmią kuriozalnie i wpływają na czytelność czy poprawność tekstu.
Feminatywy w treściach – tak, byle poprawnie
Poza grupą docelową, użycie feminatywów w treściach należy uzależnić od jeszcze kilku czynników. Po pierwsze, od tego, czy da się stworzyć od danego słowa feminatyw brzmiący sensownie i niewzbudzający kontrowersji. Żeby to stwierdzić, trzeba wiedzieć, kiedy feminatywy są kontrowersyjne. Nie należy używać feminatywów, jeśli:
- brzmią kuriozalnie i są trudne do wymówienia, przez co utrudniają czytanie i odbiór treści – gościni, feminatywy od zawodów, których nazwy kończą się na „rg”, np. chirurżka;
- ujmują szacunku dla osoby lub zawodu – psycholożka, doktorka, psychiatrka, fotografka;
- nie da się stworzyć sensownego feminatywu lub da się stworzyć więcej, niż jeden, przez co trudno wybrać właściwy – np. minister (ministra, ministerka?), szewc (szewcka, szewczyni?), zegarmistrz (zegarmistrzka, zegarmistrzyni?);
- feminatyw istnieje w naszym języku w innym znaczeniu – kiedyś znalazłam ogłoszenie jednej z restauracji na wsi rodziców, że szukają cukierniczki. Napisałam im, żeby w sklepie poszukali. Cukierniczka to naczynie na cukier, a nie zawód. Podobnie z kosmetyczką – gdyby zajmował się tym mężczyzna to byłby kosmetyk? Zresztą kosmetyczka to torebeczka na kosmetyki. Ten zawód powinien nazywać się: kosmetolog/-lożka. Magister – magisterka, budowlaniec – budowlanka? Te dwa feninatywy to określenia potoczne – pierwszy dotyczy studiów II stopnia lub pracy magisterskiej, a drugi to potoczne określenie technikum budowlanego lub samej branży. Do tego jeszcze pilotka – czapka, szoferka – kabina kierowcy. A feminatyw od kierowcy? Kierownica – przecież to przyrząd do kierowania. Kierowniczka z kolei to odrębna funkcja. Pozostaje kuriozalna kierowczyni. To już lepiej nie używać żadnego feminatywu.
Niebinarność – kolejny powód dziwacznych tworów w treściach
Płcie są dwie i tego nic nie zmieni – męska i damska. Jednak są osoby, zwłaszcza wśród ludzi autystycznych, które są niebinarne. Mają problem z określeniem swojej płci, nie czują się ani mężczyzną, ani kobietą. Są kimś pomiędzy. Co z takimi osobami? Zauważyłam, że samorzecznicy w swoich treściach stosują jakieś kuriozalne zabiegi pisząc o tego typu osobach. Np. „miał…m” albo „mając*”, albo też pisanie w rodzaju nijakim. Absolutnie odradzam używania takich wymysłów w treściach, bo takie osoby to zdecydowana mniejszość i nawet nie wiemy, ile jest takich osób w grupie docelowej. Piszmy normalnie, bez wygłupiania się. Takie dziwactwa trudno się czyta. Klienci też mogą nie być nimi zachwyceni. Piszmy normalnie, po polsku, nie kaleczmy naszego pięknego języka.
Splitting – sposób na odniesienie się do płci
Każdy z odbiorców jest człowiekiem, czy też osobą. Słowo „człowiek” ma rodzaj męski, a „osoba” żeński. Łatwiej jednak traktować każdego jako człowieka, więc przyjęło się w naszym języku mówienie ogólnie o ludziach, czy do ludzi, w rodzaju męskim. Jeśli jednak komuś zależy na tym, by pokazać swoją wiedzę o tym, że w grupie odbiorców są przedstawiciele obu płci, można zastosować tak zwany splitting, czyli używać w treściach jednocześnie męskich i żeńskich określeń. Można robić to na trzy sposoby:
- Użycie męskiej i żeńskiej formy obok siebie – np. „Nauczyciele i nauczycielki”;
- Użycie form męskich i żeńskich z ukośnikiem – np. pan/pani;
- Użycie dodatkowych zakończeń po ukośniku lub w nawiasie – np. pan/i lub „pan(i).
Splitting uwzględnia obie płcie w treści, ale niestety ma swoje wady. Przede wszystkim pierwsze dwa sposoby znacznie wydłużają tekst, więc jeśli mamy napisać krótki artykuł, lepiej unikać splittingu, chyba że w ten trzeci sposób. Nadmiar splittingu, zwłaszcza w dwóch pierwszych sposobach, negatywnie wpływa na czytelność i jakość treści. Czytanie staje się męczące, a w treściach internetowych chodzi o to, aby tekst był jak najprostszy i zawierał konkretne informacje. Trzeba pamiętać, że splitting nie dotyczy tylko rzeczowników, ale też przymiotników, czasowników, liczebników czy zaimków. Poza tym splitting wymusza informację o płci, a nie zawsze jest to istotne. To zaciera właściwy sens zdania czy wypowiedzi. Dlatego, jeśli różnicowanie płci nie jest konieczne, lepiej pozostać przy uniwersalnych męskich formach. Ważniejsze jest to, co chcemy przekazać w danym zdaniu, a nie płeć. Np. w zdaniu „Podatnicy mają czas na złożenie PIT-ów do końca kwietnia”, ważna jest informacja o terminie rozliczenia, a nie płeć, bo wiadomo, że dotyczy to obu płci.
Feminatywy i splitting – używać można, ale z głową
Feminatywy są dopuszczone do stosowania przez Radę Języka Polskiego. Można więc stosować także feminatywy w treściach, tak samo, jak spliting, ale z głową. Pamiętajmy o tym, że nie każdy może chcieć być nazywany w dany sposób (choć to panie wymuszają używanie nawet kuriozalnych feminatywów ze względu na walkę o równouprawnienie – wg feministek stosowanie rodzaju męskiego jako uniwersalnego stawia wyżej mężczyzn, co dla mnie jest jakimś kuriozum) i nie zawsze feminatywy będą pasowały do treści. Wiele zależy od grupy docelowej. Stosowanie splittingu zaś także zależy od rodzaju odbiorców, ale też od tego, czy różnicowanie płci jest konieczne. Chcąc stosować splitting czy feminatywy w treściach, należy pamiętać o tym, aby nie zaburzyły sensu i przekazu, a także nie wpływały negatywnie na czytelność i przejrzystość treści.
________________________________________________________
Utrzymanie bloga też kosztuje. Jeśli więc podoba Ci się to, co piszę, postaw mi symboliczną kawę, która doda mi energii i bardzo pomoże w rozwoju bloga, który jest moją pracą i pasją. Będę Ci bardzo wdzięczna za docenienie i wsparcie, a jak mogę okazać Ci wdzięczność – zobacz tutaj!