Ten jeden dzień raz w miesiącu… tylko kobiety to znają
Wreszcie. Najwyższa pora na kolejny post. Zapytacie: „co tak długo musimy czekać, co?” Hmm, bo igrzyska? Takie sportowe wydarzenia to dla mnie iście święto. Kocham sport, kocham oglądać i się emocjonować tym co się dzieje, przeżywać ze sportowcami ich wzloty i upadki. Czy to już obsesja Aspiego? Możliwe. Przecież to było dzień w dzień siedzenie przed tv od trzynastej do późnej nocy, spanie do południa i tak w kółko. Człowiek tak potrafi wsiąknąć w swoją pasję, że wszystko by zaniedbał. Na szczęście nie ja. Ja potrafię się zorganizować. Zerkać na tv i jednocześnie coś robić. Stać w kuchni nad garnkiem z zupą i podbiegać do tv słysząc, że komentator się wydziera… najczęściej wtedy kiedy nic się nie dzieje, co bywa nieco frustrujące. I o ironio! Jak dobrze nie mieć faceta, bo nie zniosłabym wywrotowca zrzędzącego, że ma dość sportu, obejrzałby co innego, bla, bla, bla!To jest największe szczęście, moje szczęście!!!
Nie o sporcie jednak dzisiaj chciałam napisać, co zresztą mówi sam tytuł wpisu. Niby jest to temat tabu wśród nas, kobiet, no nie lubimy o tym gadać na prawo i lewo, ale coraz częściej widzę artykuły na ten temat. „Jak przetrwać te dni”, „Jak sobie ulżyć w bólu” itd. bo to takie okrooopne, tak koszmarnie boli, takie straszne. Jak mnie wnerwia robienie takiego dramatu z, po prawdzie, niczego… jakbyśmy umierały, a nie przechodziły część naturalnego procesu zachodzącego w naszym organizmie. A już najbardziej mnie wnerwia to, że kiedy wyrażę swoje zdanie pod takim artykułem to zaraz zostaję zlinczowana przez cierpiące, biedne i obolałe, zazdroszczące mi, że mnie nic nie boli. „Ciebie nic nie boli to się ciesz, bo każda przechodzi inaczej”. Nic nie boli? Aha? Hmm, jakby to ująć… moja macica jest tak samo zbudowana jak u każdej kobiety, więc mnie też boli. Każda przechodzi inaczej, zgadzam się, ale dlaczego tak jest? Nie dlatego, że każdą inaczej boli. Najważniejsze jest podejście do tego, to co mamy wtedy w głowach. Jeśli z marszu stwierdzisz, że tego nienawidzisz, jest okropne, ból jest straszny, to nie dziw się, że ciężko ci to znieść. Zmień nastawienie kobieto! Rusz się z tego łóżka, zamiast leżeć i jęczeć, bo może jak się ruszysz, zajmiesz czymś innym głowę to będzie inaczej? Ja ci to gwarantuję!
Pamiętam mój pierwszy raz. Miałam 14 lat. Pewnego wieczoru kiedy przebierałam się do spania zauważyłam krew na majtkach. Jakież było moje zdziwienie! Ilekroć o tym słyszałam to zawsze padał ten sam objaw: ból. Ból, którego ja nie czułam! Jak to możliwe? Przespałam noc i dopiero od rana zaczęłam czuć ból. Nastolatce może być trudno, mnie też łatwo nie było. Pierwsze dwa razy skończyły się na tabletce no-spy pierwszego dnia. Jednak przy kolejnym razie stwierdziłam, że nie ma co się faszerować tą chemią. Może da się wytrzymać bez? Oczywiście, że się udało i od tej pory nigdy już nie wzięłam żadnej tabletki! W szkole bywało ciężko. Najtrudniej było usiedzieć na lekcjach w ławce. Raz też stwierdziłam, że nie dam rady ćwiczyć na WF-ie i to był ogromny błąd. Siedząc i patrząc na ćwiczące koleżanki stwierdziłam, że jeśli nie biorę żadnych tabletek to tym bardziej nie powinnam rezygnować z ćwiczeń. Następnym razem ćwiczyłam. I co? ZBAWIENIE! Zapomniałam o bólu i o wszystkim. Odtąd zawsze kiedy ten pierwszy dzień wypadł wtedy kiedy miałam WF to byłam najszczęśliwszą dziewczyną z okresem na świecie! 😀 A najlepiej jeszcze jak WF był wtedy na pierwszej lekcji. Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Na lekcjach trudno mi usiedzieć, a na WF-ie im więcej biegam i szaleję tym mi lepiej. Znalazłam… no lekarstwem tego nie nazwę, bo i na co, to przecież nie choroba. Znalazłam najlepszy możliwy sposób na ulgę. Tylko RUCH! Odtąd pierwszy dzień okresu zastąpiłam inną nazwą: dniem z motorkiem w tyłku. Kiedyś koleżanka mi powiedziała kiedy bardzo szybko przedostałam się z jednej sali na najniższym piętrze do sali na najwyższym i nie mogła mnie dogonić na schodach, że chyba mam motorek w tyłku, a ja stwierdziłam, że pasuje mi to do tego pierwszego dnia.
Dziś też mam dzień z motorkiem w tyłku, ledwo siedzę przy kompie, ale siedzę. Zjadłam kaszę na obiad. Ciepły krupnik to jest to czego w taki dzień trzeba. Bo jak kogo brzuszek boli, to mu kasza brzuszek goi, hehe. No zachcianki to się ma, z tym się jak najbardziej zgodzę. Tak więc powtarzam, drogie panie, ruszcie się zamiast leżeć i jęczeć! Ja też jak okres zaczyna mi się z samego rana przeżywam atak wielkiego, ciężkiego lenia niechcieja z pomocnikiem bólem, który próbuje uniemożliwić mi wstanie z łóżka. Jednak nie ze mną te numery! Jak co rano ciśnie pęcherz, kiszka, żołądek… trzeba załatwić poranne potrzeby. No, a po śniadaniu tylko wkręcić się w wir różnych zajęć. Owszem, apetyt niekoniecznie mi tego dnia dopisuje, ale jeść trzeba, a cieplutka zupka to najlepsze w taki dzień. Tylko najpierw zakupy, trzeba ją sobie ugotować, potem posprzątać i tak cały czas zajmuje się czym innym przede wszystkim głowę! Ruch, ruch, zajęcie i nie tylko przestaje boleć, ale wręcz zapominam, że mam okres! Dzisiaj mam dzień treningowy na uda i pośladki, no i hantle należą do mnie, bo koleżanka z nich dziś nie skorzysta. Najpierw ciepły krupniczek, a teraz solidny trening. Aaaaahh, jestem najszczęśliwszą kobietą tego dnia na świecie!!! Aaa, a propos treningu… jak trenujesz i poczujesz ból w kolanie to przerywasz, bo coś jest nie tak i nie chcesz, żeby było jeszcze gorzej. A jakby nie zabolało to byś nie przerwała, prawda? I mogłabyś doprowadzić się nawet do kalectwa: bo nic nie boli, znaczy nic się nie dzieje. Właśnie. Tak trzeba do tego podejść. Ból to nasz przyjaciel. Jak mamy okres to musi boleć i tyle. Macica to jeden z naszych najważniejszych narządów. Cały czas musi być chroniony, nie tylko wtedy kiedy nosimy dzidziusia. Jest więc mocno unerwiony, po to, byśmy czuły każdy ból i wiedziały, że trzeba reagować, bo coś jest nie tak. Ja czekam na okres jak mi się zbliża i cieszę się, że jest regularny i wszystko jest w porządku. Ból w tym przypadku to nic złego, nie ma więc o co jęczeć. 🙂