​Felieton: Kredytowy zawrót głowy – gehenna mających kredyty hipoteczne

Inflacja sprawia, że wielu Polakom sen z powiek spędzają rosnące nieustannie raty kredytów. Wszystko przez kolejne podwyżki stóp procentowych, które niby mają ratować sytuację, a tylko zabierają ludziom coraz więcej pieniędzy. Banki zaś zacierają ręce i gromadzą fortunę. W najgorszej sytuacji są osoby mające kredyty hipoteczne oraz wynajmujące mieszkania, bo rosną również opłaty za wynajem. Właściciele bowiem spłacają z tych opłat swoje kredyty. Końca tej gehenny nie widać, ba, raty będą rosły nadal. Oliwy do ognia dolała jeszcze niefortunna wypowiedź posła Marka Suskiego.

​Jak się zaciąga kredyt, to trzeba go spłacać

Tak właśnie powiedział Suski. Niby racja, ale z drugiej strony banał, bo o tym wie każdy. Tylko jak spłacać, kiedy wybawienie dla osób, którym stan konta nie pozwala na duże wydatki, nagle staje się gehenną? W najtrudniejszej sytuacji są osoby mające kredyty hipoteczne. One najbardziej odczuwają wzrost rat. Kredyty hipoteczne na mieszkania, to najwyższe z istniejących kredytów. Ich kwoty sięgają kilkuset tysięcy złotych, a oprocentowania są wysokie i, niestety, zmienne. Miesięczne raty takich kredytów sięgają powyżej tysiąca złotych. A raczej sięgały, dopóki nie pojawiła się inflacja. Teraz wynoszą już drugie tyle i końca wzrostów nie widać.

Z tak gigantycznymi zobowiązaniami wiąże się jeszcze jedno – gigantyczne okresy spłaty, sięgające nawet 20-30 lat i więcej. Takie okresy spłaty wiążą się z ogromnym ryzykiem i ja odnoszę wrażenie, że wielu kredytobiorców (jeśli nie większość) nie zdaje sobie z tego zupełnie sprawy. A przecież wystarczy spojrzeć na ostatnie 20 – 30 lat. Idealnie czas od lat 90 czy nawet od dwutysięcznego roku pokazuje, jak wiele potrafi się zmienić i wydarzyć, również rzeczy, których nie sposób przewidzieć. Gdyby ktoś mi powiedział przed 2019 rokiem, że będzie taka pandemia, która sparaliżuje cały świat, kazałabym mu popukać się w czoło. To samo, gdyby ktoś mi powiedział z rok temu, że będzie taka wojna na Ukrainie.

Skłonna jestem porównać ludzi mających kredyty hipoteczne dziś do „frankowiczów”. Ci brali kredyty jak popadło, bo kurs franka był korzystny i nie zdawali sobie sprawy, że ich raty nie zależą od kursu w dniu zaciągnięcia kredytu, tylko będą się zmieniać wraz ze zmianami kursu. Nagle kurs CHF gwałtownie wzrósł i zrobili aferę obwiniając cały świat, zamiast spojrzeć na siebie. To samo jest dzisiaj z hipotecznymi. Też powinni zdawać sobie sprawę, że w tak długim okresie może się wiele wydarzyć, a często myślą tylko o tym mieszkaniu. Tymczasem sama fraza „oprocentowanie zmienne” w umowie powinna zapalić czerwoną lampkę w głowie i zakodować z jej tyłu, że raty mogą się zmieniać jak się zmieni oprocentowanie i trzeba być na to gotowym.

​Pomoc od rządu niby w planach

To, co napisałam wyżej, nie zmienia faktu, że pomoc jest potrzebna, bo raty pochłaniają niektórym ludziom już połowę wypłaty albo i więcej. Rząd niby ma jakieś plany, ale czy dobre? W planach są wakacje kredytowe, czyli zawieszenie spłaty na kilka miesięcy. Tylko co to da? Minie te parę miesięcy i trzeba będzie i tak spłacać, a w ciągu tych miesięcy raty mogą jeszcze o wiele bardziej wzrosnąć. Tu przydałoby się inne rozwiązanie. Moim zdaniem przydałyby się jakieś dodatki do pensji albo jakieś świadczenie pomocowe dla osób, którym rzeczywiście rata pochłania co najmniej pół pensji czy rodzinom połowę kasy, jaką mają miesięcznie na życie. Najlepszym jednak wyjściem byłoby albo ustalenie jakiegoś nieprzekraczalnego progu wysokości oprocentowania lub wprowadzenie stałego oprocentowania kredytów na kwoty wyższe niż 100 tys. zł i na okres od 10 lat wzwyż. Takie kredyty, zwłaszcza kredyty hipoteczne absolutnie nie powinny mieć oprocentowania zmiennego!

​Banki zarabiają i… się obijają

Ja też spłacam kredyt. Nie hipoteczny, ale spłacam. Moje raty i odsetki nie umywają się do hipotecznych. Trzy stówki na pierwszy dzień miesiąca i odsetki na ostatni, które z dwóch złotych z groszami wzrosną niedługo pewnie już do 20. Żadna tragedia. Jednak niezmiernie wnerwia mnie postępowanie banków. Tylko ci, co siedzą za biurkami w bankach nie mają na co narzekać. Banki zgarniają teraz fortunę. Za co? Za to, że nie potrafią na czas przysłać informacji o kolejnych podwyżkach? Słyszę w radiu info o kolejnej podwyżce stóp. Info z banku dostaję prawie miesiąc później słysząc już o kolejnej podwyżce stóp.

Żeby tego było mało, zapewne po raz kolejny dostanę info z banku 5 maja, a data na papierze będzie jeszcze kwietniowa, co będzie oznaczało, że nowe odsetki powinnam już zapłacić za kwiecień. Mam dość już tego przeliczania bez przerwy i płacenia prawie 20 złotych odsetek zamiast 16, jak jest na papierze… A jeśli przełożyć to na te kredyty hipoteczne, gdzie rata 2300 i każda podwyżka to stówa albo i dwie w górę? Przez przysłanie informacji rychło w czas, taka osoba dowiaduje się, że nowa rata to 2500, ale nie tyle niestety będzie musiała zapłacić, bo już powinna zapłacić tę ratę za poprzedni miesiąc i teraz będzie musiała zapłacić 2700, by wyrównać odsetki i za chwilę dowiedzieć się, że znowu zapłaciła za mało. To jest paranoja! Banki nie potrafią na czas wysyłać informacji, a jak się nie zapłaci dokładnie, to zaraz zaczynają ścigać i grozić sądem albo komornikiem! Takie to są szuje!

​Wesela i Komunie – jakby inflacji nie było

Na koniec muszę wspomnieć w kontekście inflacji i problemów z nią związanych o jeszcze jednej sprawie. Jak tylko minęła Wielkanoc, w sieci zaczęło się roić od artykułów o weselach i Komuniach. Najczęstszy temat? Rzecz jasna koperty i prezenty. Jakby to było najważniejsze… Mnie to zastanawia, że ludzi stać teraz na organizację takich hucznych imprez. Zwłaszcza Komunie zaczynają wyglądać już jak wesela, a dziewczynki są ubierane jak księżniczki. To jest przesada. To sakrament, więc powinien być przyjęty przez dziecko skromnie i z godnością. Absolutnie zaś dzień ten nie powinien być ani rewią mody czy bogactwa, ani lekcją skąpstwa! To samo z weselami. Ślub to także sakrament. Ludzie o tym zupełnie zapominają. A już nigdy nie zrozumiem narzekania na zawartość kopert i oczekiwania, że każdy da po 1000 złotych. Zwłaszcza w tych trudnych czasach. Ludzie, ogarnijcie się! To, że was stać na Komunię jak wesele, nie znaczy, że gości stać na koperty po 1000 złotych! Dla mnie to jakaś paranoja… Też mam Komunię bratanka, później chrzciny bratanicy i dam tyle ile będę mogła.