Felieton: Olimpijski spokój? Raczej nie

Niedawno zakończone igrzyska olimpijskie w Paryżu przyniosły nam niestety rozczarowanie. Oprócz skromnego dorobku medalowego wspominać będziemy długo wiele wydarzeń, również kontrowersyjnych. Kontrowersje zaczęły się już od ceremonii otwarcia i miały swoją kontynuację podczas zawodów, choćby w boksie, gdzie do ringu z kobietami wchodziły dwa (co najmniej) babochłopy. I chodź igrzyska już „poleciały” do Los Angeles, trudno mówić o tym, by zapanował olimpijski spokój.

Ceremonia otwarcia i słynny obraz – olimpijski spokój zakłócony od razu

Ceremonia otwarcia, choć w strugach deszczu, była piękna. Ciarki na plecach wywoływała niezwykle pomysłowa parada sportowców na barkach płynących po Sekwanie. Tego samego nie da się powiedzieć jednak o części artystycznej, która nie dość, że była dość chaotycznie przeplatana z paradą, to zawierała kontrowersyjne elementy. Celem było pokazanie, że wszyscy na igrzyskach są równi, więc nie było zaskoczeniem pojawienie się nawet drag queens. Jednak wielki niesmak wywołała scena, w której sparodiowany został słynny obraz. Wywołało to potężne wzburzenie katolików, gdyż wg nich chodziło o „Ostatnią wieczerzę”. Tymczasem w rzeczywistości była to parodia obrazu „Uczta Bogów Olimpu” nawiązująca do Grecji, która przecież jest kolebką igrzysk, co na każdej ceremonii otwarcia jest, na różne sposoby, przypominane. I tak nakręciła się afera z niczego, mącąc olimpijski spokój.

Łóżka z kartonu, brudna Sekwana i „mężczyźni” w ringu z kobietami

W czasie sportowych zmagań również nie brakowało kontrowersji. Najpierw sportowcy narzekali na warunki hotelowe i w sieci zaroiło się od zdjęć… łóżek z kartonu. Ja uważam, że to bardzo ekonomiczne rozwiązanie, bo karton można ponownie wykorzystać. Kartonowe łóżka były stabilne i byłyby całkiem ok, gdyby nie to, że dla wielu sportowców były… za krótkie. Cóż, nie pierwszy raz organizator sportowej imprezy zapomina o tym, że sportowcy nie mają 150 cm wzrostu, a często miewają i ponad dwa metry. Co jak co, ale organizatorzy igrzysk powinni już o tym pamiętać, bo sportowcy potrzebują miejsca, by odpocząć i poczuć olimpijski spokój. Niektórzy narzekali też na jedzenie. Ciekawe, co by mówili, gdyby do wyboru była tylko francuska kuchnia, a więc jedynie ślimaki czy żabie udka.

Kolejną kontrowersją i to bardzo dużą była Sekwana, a raczej jej stan. Potwornie zanieczyszczona rzeka mąciła olimpijski spokój nie pozwalając na rozegranie zawodów triathlonowych. Pytanie, czy organizatorzy nie zdawali sobie sprawy z tego, że Sekwana jest tak brudna, czy o tym zapomnieli? I zapomnieli, że w razie czego pływanie można rozegrać nawet na pływalni i że Francja leży przecież nad oceanem? To ostatnie można podejrzewać w całej krasie, bo regaty żeglarskie odbywały się tysiące km od Paryża, gdzieś pod Tahiti. Ostatecznie ten triathlon udało się w tej biednej Sekwanie rozegrać, ale podobno część sportowców przypłaciła to problemami zdrowotnymi.

Największą kontrowersją, która do teraz i długo jeszcze będzie zaburzać olimpijski spokój, jest jednak to, co działo się w ringu podczas kobiecego turnieju boksu. Wraz z normalnymi kobietami rywalizowały/li pół-mężczyźni. Algierka Imane Khelif oraz Tajwanka Lin Yu Ting zostały dwa lata wcześniej zawieszone i wykluczone z MŚ w boksie po tym, jak badania genetyczne wykazały u nich chromosom Y, który przecież mają tylko mężczyźni. Afery związane z nadmiarem testosteronu u Afrykanek były już od dawna, zwłaszcza w biegach. Pamiętamy, jak w biegu na 800 m Joanna Jóźwik nie miała szans z Caster Semenyą i dwoma innymi biegaczkami z nadmiarem testosteronu, które zajęły całe podium. Ale to tylko testosteron – w Paryżu mieliśmy już wyższy level – chromosom Y. Męski chromosom! Wtedy zawieszone, a teraz nagle dopuszczone. I oczywiście obie zgarnęły złoto.

Wg mnie tego typu osobniki, których płci nie sposób jednoznacznie określić, powinny być wykluczane ze sportu, bo rywalizacja z kobietami robi się niebezpieczna, a z mężczyznami jednak szans nie mają. Albo utworzyć dla takich odrębną kategorię i tyle. Obie zawodniczki jednak usilnie próbują udowodnić, że są kobietami. Imane Khelif zrobiła sobie sesję zdjęciową, na której pozuje z rozpuszczonymi włosami, w makijażu, z kolczykami w uszach, w kwiatowej sukience. Dużo gorzej jednak idzie tej drugiej. W sieci krąży zdjęcie Ting z inną kobietą i dziećmi, opisywane, że Ting boksująca z kobietami, prywatnie jest ojcem. Wygląda jednak na to, że podobno jest na zdjęciu z kuzynką i jej rodziną. Mimo wszystko powstrzymajmy się od pochopnych opinii i zachowajmy olimpijski spokój.

Najwybitniejsi olimpijczycy i kogo zapamiętamy z Paryża

Niejednokrotnie z ust komentatorów można było usłyszeć, że najwybitniejszym i najbardziej utytułowanym olimpijczykiem jest bez wątpienia Michael Phelps. Czy aby na pewno bez wątpienia? Najbardziej utytułowanym olimpijczykiem jest bez wątpienia, ale czy najwybitniejszym? Wybitnych jest wielu. Kiedyś natknęłam się na Facebooku na post, w którym autor słusznie zauważył, że Phelps zdobył tyle medali, bo jego dyscyplina dawała taką możliwość. Pływanie to wiele konkurencji. Ewentualnie jeszcze w lekkoatletyce w biegach można zdobyć więcej, niż 1 medal, czego przykładem jest Sifan Hassan. Wiele konkurencji jest też w wioślarstwie czy kajakarstwie, ale w każdej startują inne osady, więc jedna osoba też nie ma szans na więcej medali. Dodajmy jeszcze kolarstwo (wiele konkurencji w torowym i szosowe, gdzie kolarz torowy może jechać też na szosie i odwrotnie).

Właściwie większość dyscyplin i konkurencji nie daje możliwości zdobycia więcej niż jednego medalu. Więc rodzi to pytanie: czy można określić wybitniejszym kogoś, kto zdobył ponad 20 medali, od kogoś, kto zdobywa medal, tym bardziej złoty, na kilku igrzyskach z rzędu? Nie można, bo wielką sztuką jest utrzymanie takiej formy, kiedy człowiek nie jest coraz młodszy i konkurenci też nie śpią, przez kolejne i kolejne cztery lata, by na kolejnych igrzyskach zdobywać medale. Uważam, że równie utytułowanymi zawodnikami jak Phelps są wspomniana Sifan czy nasza Anita Włodarczyk, która obroniła złoto dwukrotnie, a łącznie zdobyła trzy złote medale.

O najbardziej utytułowanych warto mówić, ale są też osoby, które zostają zapamiętane z jednych igrzysk. Kogo zapamiętamy z Paryża poza kontrowersyjnymi postaciami? Na pewno radość naszych szpadzistek, niebotyczny rekord świata Oli Mirosław czy młodziutką Julię Szeremetę, która uratowała honor polskiego boksu choć w finale uległa wyżej wspomnianej Lin Yu Ting i musiała zadowolić się tylko srebrem. Kogo jeszcze zapamiętamy? Na pewno wspomnianą Sifan Hassan, która zdobyła dwa brązy na 5 i 10 km, a potem brawurowo wygrała maraton, musząc walczyć z rywalką, która próbowała ją w brutalny sposób przyblokować i powinna zostać zdyskwalifikowana.

Zapamiętamy też oczywiście Turka Yusufa Dikeca, który bez specjalnych soczewek i z ręką w kieszeni wystrzelał sobie medal. No i na pewno zapamiętamy Gianmarco Tamberiego, który wystąpił w finale w skoku wzwyż, zmagając się z kolką nerkową. Większość sportowców by zrezygnowała ze startu, ale nie on. Trudno też nie zapamiętać tego kosmity Duplantisa i częściowo polskiego medalu przesympatycznego Greka Karalisa. No i zostając jeszcze przy lekkoatletyce nie mogę nie wspomnieć o niesamowitej Julien Alfred, dzięki której Saint Lucia z tylko jej złotymi medalami znalazła się wyżej od nas w klasyfikacji medalowej. Wiadomo też przecież, że nie da się zapomnieć naszych siatkarzy i nieprawdopodobnego meczu z USA, kiedy drżeliśmy o naszego jedynego libero i byliśmy pewni, że chłopaki tego nie udźwigną, a jednak.

Polska medalowa posucha – kobiety ratują honor

Nasi sportowcy zdobyli w Paryżu 10 medali. Zaledwie, a 10 rzutem na taśmę w ostatni dzień. Z jednej strony można powiedzieć, że murowani faworyci nie zawiedli, choć w przypadku Igi Świątek czy siatkarzy czekaliśmy na złoto. Zostaliśmy tylko z jednym złotym medalem wspomnianej już Mirosław, za to okraszonym gigantycznym rekordem świata. Nie zawiodła też czwórka podwójna wioślarska, choć zdobyła tylko brąz oraz Natalia Kaczmarek. Pozostałe medale były dość zaskakujące i wpadły w innych dyscyplinach, niż dotychczas. Nie można jednak mówić o zawodzie w przypadku sportowców, którzy zajęli 4 czy 5 miejsca, czy zakwalifikowali się do finałowych zmagań. Samo zakwalifikowanie się na igrzyska wymaga osiągnięcia pewnego poziomu wyników.

Kilka osób jednak zawiodło. Przede wszystkim igrzyska dobitnie pokazały koniec polskiego młota. Mimo niesamowitego Kanadyjczyka nasi młociarze powinni mieć szanse na srebro czy brąz, ale wypadli słabo. Zawiedli oszczepnicy, włącznie z Andrejczyk, zawiódł Kobielski, któremu przed igrzyskami zachciało się dopalaczy z niedozwoloną substancją. Największy jednak zawód przeżyliśmy chyba jednak przed igrzyskami, kiedy Hubert Hurkacz przez nieostrożność nabawił się kontuzji na Wimbledonie, a potem zrezygnował ze startu na igrzyskach, mimo że mógł, a nawet powinien jechać, skreczować i podbić kartę umożliwiając w ten sposób grę Janowi Zielińskiemu. Wolał być jednak egoistą i wystawić i Janka i Igę.

Ogólnie panowie zawiedli. Panie obroniły nasz honor. Polski sport jest kobietą, to już widać było też ostatnio w samej lekkoatletyce, bo choć na IO medal zdobyła tylko Kaczmarek, to mamy przecież torpedę Ewę Swobodę, czy Pię Skrzyszowską, a u panów? Hmm… Można powiedzieć, że honor panów uratowali siatkarze i wioślarze. 2 z 10 medali zdobyli panowie. Resztę panie. Tymczasem w tv przez całe igrzyska leciały spoty na temat tego, że kobiet w sporcie się nie docenia, że nie ma kobiet wśród działaczy itd. Może sukcesy kobiet coś zmienią? Oby. Mizerny dorobek mąci niestety nasz olimpijski spokój i będzie mącił zapewne aż do IO w Los Angeles. Ale czyja to wina? Raczej nie samych sportowców, którzy harują ja woły latami dzień w dzień i robią co mogą. Podobno związki sportowe na przygotowania do igrzysk dostały grube miliony. I co stało się z tymi pieniędzmi skoro sportowcy żalą się na brak premii czy sprzętu?

Daria Pikulik, która zdobyła medal w ostatni dzień igrzysk żaliła się, że dzień przed startem nie miała jeszcze roweru. Paranoja! Co się dzieje w związku kolarskim? I w innych związkach? Oby do LA coś się zmieniło, bo kiepsko to wygląda. Dotychczasowi mistrzowie nie mają następców (młociarze, tyczkarze, wioślarze, kajakarze – bo przecież te dwie dyscypliny były tak medalodajne, a teraz?), ale za to pojawia się światełko w tunelu dla innych dyscyplin. A gdyby można było połączyć medale w dyscyplinach, które dawały je dotychczas oraz te w nowych, byłoby ich całkiem sporo. Jak to się mówi – coś się kończy, coś zaczyna. Jednak nie da się ukryć, że taki duży kraj jak Polska powinien zdobywać więcej medali, a tymczasem przed nami w klasyfikacji medalowej są maleńkie kraje wyspiarskie, choć oczywiście, gdyby klasyfikacja była układana na podstawie ogólnej liczby medali to bylibyśmy wyżej. A teraz przed nami paraolimpiada. I tutaj czujemy olimpijski spokój, bo niepełnosprawni radzą sobie zwykle o niebo lepiej od zdrowych. To jest dopiero wstyd.

Na koniec – szopka z nagrodami i sport narodowy

Za medalami niby idą pieniądze. Tak, ale te kwoty są śmiesznie małe w porównaniu do miesięcznych zarobków piłkarzy. Jednak przewidziano też inne nagrody dla medalistów, jak np. vouchery na wakacje czy nawet… mieszkania. Najpierw jednak okazało się, że nie każdy dostanie mieszkanie, a tylko złoci medaliści. To wywołało aferę, bo jednocześnie zrobiło się głośno o fatalnych warunkach, w jakich mieszka nasza srebrna bokserka. W końcu udało się załatwić, że srebrni medaliści indywidualni (czyli szpadzistki już chyba nie) jednak otrzymają mieszkania. Tylko że okazało się, że… dopiero są w budowie i sportowcy jeszcze nawet nie wiedzą, gdzie będą mieszkać. Kuriozum pogania kuriozum. I gdzie tu olimpijski spokój?

Na sam koniec jeszcze parę słów na temat odwiecznego sporu kibiców o to, co jest sportem narodowym, a stronami tegoż sporu są oczywiście kibice siatkówki i piłki nożnej. Zaczęły po igrzyskach krążyć w sieci statystyki oglądalności meczów na Euro i finału siatkarzy na igrzyskach. Przewaga oglądalności meczu o pietruszkę z Francją (bo było już pewne, że nasi jak zwykle jadą do domu) nad oglądalnością finału siatkarzy była bardzo duża. Ja jednak uważam, że to siatkówka jest naszym sportem narodowym, bo w niej mamy sukcesy od wielu lat i nie widać końca (oby tak dalej), a w piłce od lat nic. Nawet kluby w eliminacjach europejskich pucharów grają tak, że pożal się Boże, a w składach po trzech Polaków.

O ile przechodzą pierwsze rundy i dochodzą do ostatniej (to byłby już kompletny wstyd, gdyby przegrywali z drużynami z Kosowa czy innego mikropaństewka), ale w tej ostatniej trafiają już na rywali z nieco wyższej półki i zbierają srogi łomot. Ale poziom naszej ligi idealnie odzwierciedla to, że Wisła, która gra w 1 lidze, wygrała nagle Puchar Polski. Jedyną przewagą siatkówki nad piłką nożną jest to, że na stadionach mieści sie więcej kibiców, niż w halach. No i mimo wszystko więcej osób, w tym dzieciaków gra w piłkę. Bo może każdy i wszędzie, a siatkówka wymaga wysokiego wzrostu i odpowiedniego miejsca, najlepiej hali. Cóż, ten spór pewnie się nigdy nie skończy, aż strach pomyśleć, co będzie, jeśli nagle jakimś cudem piłkarze osiągną jakiś, choćby niewielki, sukces. Na razie to siatkarze gwarantują nam jaki taki olimpijski spokój, bo piłkarzy od wielu lat na IO w ogóle nie ma. No nic, czekamy na LA, a ja mam nadzieję, że dożyję kiedyś igrzysk w Polsce – znów zaczyna być o tym mowa, co mnie cieszy. To tyle – gratuluję i przyznaję złoty medal każdemu, kto doczytał do końca! 😉

__________________________________________________________

Utrzymanie bloga też kosztuje. Jeśli więc podoba Ci się to, co piszę, postaw mi symboliczną kawę, która doda mi energii i bardzo pomoże w rozwoju bloga, który jest moją pracą i pasją. Będę Ci bardzo wdzięczna za docenienie i wsparcie, a jak mogę okazać Ci wdzięczność – zobacz tutaj! 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to