Felieton: igrzyska, igrzyska i po igrzyskach
Niedawno przeżywaliśmy emocje związane z Igrzyskami Olimpijskimi w Tokio. Były one zupełnie inne niż zwykle. Przesunięte o rok z wiadomych powodów i z tych samych powodów bez kibiców. Sportowcy musieli zmagać się nie tylko z rywalami, ale także panującymi tam rygorystycznymi obostrzeniami. Mimo to udało się wszystko na szczęście rozegrać. I jak zwykle, nie zabrakło emocji, radości, smutków, łez, rekordów i różnych czy to niespodziewanych, czy to zabawnych, czy też niezwykłych i pięknych zdarzeń. Trzeba też przyznać, że choć początek na to nie wskazywał, te Igrzyska były dla nas udane najbardziej od lat. Choć medali nie było wiele, jak zwykle, to było ich najwięcej w historii.
Złe dobrego początki
Emocje dla nas zaczęły się jeszcze przed igrzyskami. Do czerwoności rozgrzała nas sytuacja z kilkoma pływakami. Mimo że znajdowali się już w Tokio, musieli wrócić do domu, bo Polski Związek Pływacki źle wypełnił zgłoszenia. 4, a nawet prawie 5 lat ciężkiej pracy zostało w jednej chwili zmarnowane. W sumie to i tak było wiadomo, że w pływaniu nic nie zwojujemy. Sukcesy Otylii Jędrzejczak nic nie dały. Nie ma żadnych następców. To tak samo, jak po Justynie Kowalczyk w biegach narciarskich. W pierwszym tygodniu praktycznie nie było medali. I od razu zaczęło się tradycyjne hejtowanie – że pojechali na wakacje, że jak zwykle wstyd, pakować walizy i do domu, niech lepiej już nikt nie jeździ na igrzyska. Frustracja z każdym dniem narastała, bo wszyscy nagle zapomnieli, że to właśnie w drugim tygodniu jest wysyp medali z racji tego, że dopiero wtedy jest lekkoatletyka.
Lekkoatleci jak zawsze nie zawiedli. Zdobyli większość ze wszystkich medali dla Polski. Gdyby nie lekkoatletyka, byłoby bardzo źle. Tak naprawdę cały czas medale dają nam te same dyscypliny – lekkoatletyka i sporty na wodzie. Zawsze też jest jakiś medal w zapasach. W innych dyscyplinach postępów nie ma. Szkoda, bo za moment kryzys może dopaść i te medalodajne. Spójrzmy na lekkoatletykę. Młociarze, którzy zdobywają medale na każdej imprezie mają już swoje lata, a następców nie widać. Nie mamy też następców słynnej czwórki podwójnej w wioślarstwie. Jednak za trzy lata w Paryżu mają szansę wystąpić jeszcze ci sami zawodnicy, co w Tokio, więc te kolejne igrzyska jeszcze powinny być dobre.
Niespodzianki i rozczarowania
Na każdych igrzyskach trafia się jakaś niespodzianka, która wręcz szokuje cały kraj. Pięć lat temu Oktawia Nowacka w pięcioboju, a w Tokio Dawid Tomala w chodzie. Szkoda tylko, że na obronę złota nie będzie miał szansy, bo ta konkurencja została usunięta z Igrzysk. Do niespodzianek można także dołączyć kilka rozczarowań. Niektóre były naprawdę niespodziewane. Kto by pomyślał, że żeglarz płynący w medalowym wyścigu po być może nawet złoty medal będzie tak bezmyślny i popełni falstart na starcie. Oprócz niego przytrafiło się to jeszcze paru innym żeglarzom, co nie zmienia faktu, że było to bardzo przykre rozczarowanie.
Do rozczarowań trzeba dodać tenisistów, a także niektórych lekkoatletów. Na pewno nie spodziewaliśmy się tego, że żaden z kulomiotów nie przejdzie nawet eliminacji. Więcej też oczekiwaliśmy od dyskoboli. Niezbyt udane pożegnanie z karierą zaliczyła też moja imienniczka, Kamila Lićwinko. Pech siadł też na plecach Marcina Lewandowskiego, biegacza na 1500 m. Najpierw razem z Rozmysem mieli pecha w półfinale, ale zostali dopuszczeni do finału przez sędziów, którzy uznali, że zdarzenia były z winy rywali. O ile Rozmys dobiegł w finale do mety, o tyle Lewandowskiego pech trzymał się nadal. Niedługo po starcie doznał kontuzji i musiał zejść z bieżni.
Największym rozczarowaniem tych igrzysk okazali się jednak siatkarze, którzy byli murowanymi faworytami do złota i podkreślali na każdym kroku, że tylko po to jadą. Trener studził jednak nieco zamiary, mówiąc, że najważniejsze to przejść ten nieszczęsny od wielu lat ćwierćfinał. Niestety, tym razem też się nie udało. Zamiast radości musieliśmy oglądać siatkarzy płaczących jak bobry. Wygląda jednak na to, że za trzy lata jeszcze możemy zobaczyć podobny skład, więc miejmy nadzieję, że wtedy wreszcie się uda. Zapewne jednak będzie to już pod wodzą innego trenera, bo związek raczej nie przedłuży kontraktu Heynenowi. Teraz przed nami ME we wrześniu i miejmy nadzieję, że panowie sprawią nam przyjemność, godnie pożegnają trenera i wezmą odwet za igrzyska.
Igrzyska potwierdzeniem piękna sportu
Igrzyska w Tokio pełne były niezwykłych obrazków ukazujących w całej okazałości piękno sportu. Niewątpliwie najpiękniejszy obrazek widzieliśmy podczas konkursu skoku wzwyż panów. Włoch Gianmarco Tamberi oraz Katarczyk Mutaz Barshim skakali jak zaczarowani. Jednak wreszcie trafili na wysokość, której nie mogli zaliczyć obaj. Wyjścia są wtedy dwa – skaczemy do skutku albo oboje bierzemy złoto. Kiedy Katarczyk spytał Włocha, czy zgodzi się na to, by obaj mieli złoto, ten po prostu oszalał. Obaj tulili się, potem Włoch tarzał się po ziemi cały czas krzycząc. Dla niego to było coś wielkiego, bo wrócił po ciężkiej kontuzji. To był pokaz niesamowitej przyjaźni między rywalami i niezwykłej gry fair play.
Nie brakowało też sportowców, którzy wykazywali się niezwykłym hartem ducha. Jamajski młody skoczek w dal doznał kontuzji, mimo której stanął jeszcze na rozbiegu i skoczył minimum dające mu udział w finale. Jednak na największe uznanie zasłużyła Holenderka Sifan Hassan, która zdobyła aż trzy medale, w tym dwa złote. To, co zrobiła w eliminacjach na 1500 metrów było niewiarygodne. Upadła, a mimo to wstała i wygrała. Szkoda tylko, że później źle rozegrała finał, co skończyło się jedynie brązem.
Najpierw hejt, potem hurra
Po pierwszym tygodniu wydawało się, że będzie bardzo słabo, mimo że prognozowano Polsce 20 medali. Prognozowano 20, było 14, więc nie zabrakło tak wiele. Można powiedzieć, że prognoza była dość trafna. Cóż, medale na Igrzyskach nie przychodzą nam łatwo. Przyznacie jednak, że im trudniej coś przychodzi, tym bardziej cieszy? Ja mam wrażenie, że gdyby nasi sportowcy co igrzyska zdobywali tyle medali co Chiny, USA czy Rosja, to nie czulibyśmy takich emocji. Nie byłoby tej radości, a mniejsza ilość medali byłaby ogromnym rozczarowaniem. Medale byłyby wtedy czymś naturalnym, a tak, są czymś naprawdę wyjątkowym i każdy cieszy ogromnie. Cieszmy się tym, co mamy, bo tak jak wyżej wspomniałam, jeszcze za trzy lata powinno być ok, ale jeśli nic nadal się nie zmieni, to i te medalodajne dyscypliny przestaną dawać medale. Wiecie czego jedynie możemy się wstydzić? Absolutnie nie sportowców, którzy robią co mogą, trenują jak mogą i walczą.
Możemy się wstydzić tego, jakie w tak wielkim kraju, jak nasz mają warunki do trenowania. Rząd woli rozdawać pieniądze nierobom jako 500+, zamiast dać porządne stypendia i zapewnić porządne wypłaty sportowcom za ich pracę. Tak, to dla nich praca, bo z tego muszą się utrzymać. Tymczasem wielu z nich musi oprócz trenowania pracować i nierzadko z własnej kieszeni finansować starty w zawodach. Rząd woli dawać pieniądze nierobom, zamiast na porządne obiekty do treningów. Wielu sportowców trenuje za granicą spędzając większość roku poza domem. Sport idealnie uczy cierpliwości i cieszenia się z małych rzeczy, małych sukcesów, choćby tych kilku medali. Cieszmy się tym, co mamy i tym, że ktoś mimo wszystko chce w tym kraju zawodowy sport uprawiać i dawać nam emocje, bez których ja nie wyobrażam sobie życia. Kochajmy więc i wspierajmy, a nie hejtujmy! A wy, też kochacie sport?