Ok, to na razie ostatni wpis z rodzaju kulinarnych. Muszę poruszyć ten temat, bo niezmiernie mnie to wkurza. Błędów w przepisach jest co niemiara. Nagle się dziwimy, że mimo pieczenia przez tyle czasu ile jest podane w przepisie, ciasto lub mięso spiekło się zbyt mocno lub się nie dopiekło. Albo, że biszkopt wyszedł cienki, a w przepisie jest, że ma zostać przekrojony. Spód pod sernik okazuje się za gruby, a masa serowa omal nie wykipi z formy. Masy do tortu wyszło tyle, że spokojnie dodałby jeszcze jedno piętro, a masy makowej do strucli tyle, że zamiast dwóch wyszłyby ze trzy. To wszystko jest winą notorycznych błędów w przepisach podawanych przez paniusie uważające się za super kucharki. Bo im wyszło to wszystkim wyjdzie. Najgorzej jest w internecie. Przepisów cała masa. Z tym, że na jedną potrawę wujaszek Google znajdzie z 500, bo tyle paniuś uważa, że ich przepis najlepszy. I co tu wybrać? Na coś paść musi. Jednak zanim się coś wybierze to traci się mnóstwo czasu, bo znaleźć porządnie podany przepis, nie wzbudzający żadnych wątpliwości to jak znaleźć igłę w stogu siana…
Odpowiednio podany przepis powinien zawierać:

  • nazwę potrawy/ciasta – o ile uwielbiam wybujałość wyobraźni co do nazywania ciast, o tyle nazwy potraw powinny „mówić” więcej o potrawie. Często mając dość w kółko tego samego, przyjdzie nam do głowy połączenie składników, z którym się jeszcze nie spotkaliśmy i chcąc sprawdzić w necie czy ktoś tak robił, pytamy wujka Google o potrawę z owymi składnikami. Nazwy potraw powinny więc zawierać główne składniki. Jeśli nazwa nic nie mówi wegetarianinowi, to tylko straci czas i się wścieknie jak kliknie i zobaczy, że to potrawa z mięsem. I vice versa.
  • wykaz składników z dokładną ilością – Ilość powinna być podana w gramach lub szklankach/łyżkach/łyżeczkach, a najlepiej z jednym i drugim, bo nie każda z nas ma w zanadrzu tabelę miar.
  • dokładny opis przygotowania – podział na etapy, zwłaszcza przy przekładanych ciastach wskazany!
  • dokładne parametry gotowania/pieczenia – przede wszystkim czas gotowania/pieczenia i temperaturę pieczenia, bo fileta z indyka czy kurczaka, zwłaszcza pokrojonego upieczemy w niższej temp. i szybciej niż całego indyka, kurczaka czy kilo schabu ze śliwką. No i zwykle potrawy – mięsa/zapiekanki, pieczemy w wyższej temp. niż ciasta. Czas też jest ważny, bo można coś rozgotować za bardzo lub nie dogotować albo spiec lub nie dopiec. Biszkopt czy porcja ciastek piecze się 15-20 minut, a sernik, piernik czy babka z godzinę. Przy gotowaniu należy podać na jakim ogniu (mały, duży).
  • wielkość naczyń/wymiary form – ogromnie ważna sprawa, z której panie „kucharki” mało kiedy zdają sobie sprawę!!! Ale o tym później.
  • całkowity czas przygotowania potrawy/ciasta – ważna informacja dla osób żyjących w biegu, wracających z pracy o 16 i wolących nie gotować do późnego wieczora, czy też muszących za godzinę znowu gdzieś wyjść.
  • orientacyjny koszt – ważne dla studentów i osób, które ledwo wiążą koniec z końcem i zależy im na rozsądnym gospodarowaniu stanem konta.
  • ilość kalorii – przydatne dla dbających o linię, uprawiających sport, a takich jest coraz więcej!
  • tabela składników odżywczych – ile białka, węglowodanów, tłuszczów zawiera dana potrawa/ciasto
  • informacje dla osób na szczególnych dietach – ogromnie ważne!!! Pod każdym przepisem obowiązkowo powinny być podane informacje dla alergików, o możliwych alergenach, informacja czy potrawa nadaje się dla diabetyka czy bezglutenowca! Super by było też widzieć coś takiego: alkohol w potrawie/cieście – nie podawać dzieciom! Bo niestety wielu rodziców nie zważa na to, że w kremie w cieście jest alkohol lub biszkopt jest nim nasączony!
  • informacja o przechowywaniu – warunki i czas bezpiecznego przechowywania potrawy. Dobra by była też informacja czy ewentualne resztki mogą wylądować w misce naszego czworonoga oraz czy potrawę można zamrozić.
  • zdjęcie – nie jest konieczne, bo potrafi ogłupiać, ale często widok gotowej potrawy na zdjęciu sprawia, że mamy na nią jeszcze większą chrapkę, bo wygląd potrawy też się liczy. 😉
Skonfrontujmy to z rzeczywistością. Zacznijmy od samego przepisu czyli od tego, co może stać się przyczyną nieudanej potrawy/ciasta:
Lista składników:
– mylenie łyżki z łyżeczką – no ludzie, przecież do ciasta na keksówkę nie damy łyżki proszku do pieczenia!
– mylenie pół z półtora/rej – Nie wszyscy mają w nawyku posługiwanie się cyframi czy ułamkami i piszą słownie. Uważajmy na takie pułapki, bo pół, a półtora/rej to jednak duża różnica…
– mylenie jednostek – podobnie jak powyższe, jest oznaką, że dla kogoś matematyka w szkole była prawdziwym koszmarem. Gram i dekagram to nie to samo. Litr i mililitr też. Często zdarza się, że ilość różnych produktów podana jest w różnych jednostkach. Np. pół kilo mąki, 250 g masła, 20 dag. cukru. No można dostać kręćka z przeliczaniem, zwłaszcza jak dojdzie jeszcze do tego złość, bo szkoda nam na to czasu…
– podanie składnika bez ilości – na przykład jest napisane tylko „sól”. A ile to już nieważne! No wręcz przeciwnie. Szczypta to szczypta, ale na przykład do zupy trzeba dać łyżeczkę albo więcej, co jest warte odnotowania w przepisie, choć każdy doprawia raczej wg swojego uznania. Początki w kuchni, jak każde, jednak nie są łatwe i zielone jak szczypiorki osoby wolą mieć wszystko podane czarno na białym. Opcję „na oko” zostawmy zaawansowanym.
– składnik widmo – w wykazie składników podany, a w opisie przygotowania o nim ani słowa. I główkuj do czego on jest. Choć tutaj czasami błąd tkwi jednak nie na liście składników, a w opisie.
Opis przygotowania:
– NIEDOKŁADNOŚĆ!!! – To jest notoryczny błąd! Czasami pod tym względem przepisy są tragiczne, a wszelkie szczegóły wpływają na końcowe efekty naszego baraszkowania w kuchni!!! Na przykład czytam przepis i cisną mi się w głowie pytania, którymi zasypałabym szanowną autorkę jak tylko by przede mną stała: jak długo mam to mieszać? Gotować na jakim ogniu? Mam to tylko podgrzać czy zagotować, albo mam tylko zagotować czy gotować te 5-10 minut? No właśnie – 5 czy 10 minut? Mam przy tym sterczeć i cały czas mieszać czy mogę za ten czas zrobić coś innego? Robię ciasto czy sos i kolejne pytania, bo w przepisie ani słowa: czemu to takie gęste? Takie ma być? Wydaje mi się, że powinno być rzadsze, więc co mogę zrobić, by nieco rozrzedzić? Albo odwrotnie: jak dodam do tego to mleko to zrobi mi się totalna rzadzicha. Tak ma być? Nie powinno być takich wątpliwości, bo nie powinno być takich niedokładności!
– braki – to jest też notoryczne zwłaszcza w przypadku niektórych informacji, np.

  • czas gotowania/pieczenia – zarówno czas i temp. pieczenia zwykle są podawane, za to często w przepisach spotykamy coś takiego: „Gotować”. albo „Gotować na wolnym ogniu pod przykryciem.” Ale jak długo?
  • wielkość naczyń – nie wszystkie kobiety są takimi omnibusami, by domyślić się po proporcjach składników, że potrawy będzie za dużo na garnek czy naczynie żaroodporne jakie posiadają. To jest kłopotliwe, bo jeśli składniki zapiekanki nie zmieszczą się do naczynia to co zrobić z resztą?
  • wymiary form do ciast – notoryczne braki!!! Formy mają różne wymiary. Nie wszystkie panie też mają zaszczyt posiadać luksusową kuchnię i piekarnik z bajerami. Niektóre panie, zwłaszcza na wsiach, dysponują tylko przenośnymi piecykami elektrycznymi, które nie mają możliwości ustawienia temperatury czy, właśnie, pomieszczą tylko mniejsze formy. Moja mama ma taki piecyk i kiedy przychodzi robić wypieki na święta czy rodzinne przyjęcia, zaczyna się „polka” z ilością wszystkiego. Często, a to blat wychodzi za gruby, bo powinien być na większą blachę, a to masy zostanie, bo na większej blasze byłoby w sam raz, a tak to jest za dużo itp. I nie dotyczy to tylko zwykłych blach czy tortownic, ale też keksówek. Mamy przepis na pyszne strucle makowe. Z tym, że w przepisie z ciasta z kilograma mąki i masy z połowy kilograma maku, wychodzą „piekarce” trzy strucle. Chyba jakieś olbrzymie… mama z pół kila mąki i połowy maku robi dwie, wcale nie malutkie… na zdjęciu oczywiście widać, że makowce pieczone w keksówce, ale podać wymiary już nie łaska… a przecież to nie takie trudne zmierzyć formę wzdłuż i wszerz. A tortownicy wystarczy zmierzyć tylko średnicę! Wymiary jednak każda kucharka powinna znać, bo kiedy kupuje się formę, ma ona etykietę z podanymi wymiarami…
Może się wydawać, że tych błędów nie jest wiele, ale tylko pozornie. Niewiele jest rodzajów, za to w niemal każdym przepisie całe mnóstwo z każdego rodzaju. Już nie wspomnę o błędach ortograficznych, literówkach czy błędach językowych. Te błędy tylko przyprawiają o ból oczu, jednak najgorzej jest z interpunkcją. Kuleje u ludzi i to potwornie znajomość zasad stawiania przecinków, a są one bardzo ważne. Brak przecinka lub postawiony źle, potrafi całkowicie zmienić sens zdania. Przez to ktoś kto czyta przepis szybko i bezmyślnie może nie wyłapać błędu i zrozumieć zdanie źle, a potem przez to popełni błąd w trakcie przygotowywania potrawy. Spójrzmy jeszcze na błędy, a raczej braki, które nie mają wpływu na to czy potrawa się uda, ale chociażby na to czy może komuś zaszkodzić czy nie. Chodzi mi o dodatkowe informacje, o których wspomniałam wymieniając elementy, które powinien zawierać odpowiednio podany przepis. Zwykle ich nie ma. Ale po kolei:
– Zdjęcie potrawy/ciasta – No, zdjęcie potrawy jest w większości przepisów, ale ogłupia przez to, że istnieje photoshop. Kusi, bo potrawa wygląda pięknie i smakowicie, a potem większość kobiet, które ugotowały daną potrawę zastanawia się, czemu nie wygląda tak pięknie jak na zdjęciu.
– całkowity czas przygotowania – od obrania i pokrojenia warzyw, przygotowania mięsa, do pełnej obróbki i podania. Rzadko, ale bywa podawany, a powinien być zawsze. Wspomniałam już wyżej, że jest pomocny dla osób, które na gotowanie nie mają wiele czasu, a niektóre przepisy tylko z pozoru wyglądają na szybkie i proste.
– orientacyjny koszt – wspomniałam, że jest przydatny dla osób, które żyją oszczędnie lub po prostu muszą zaciskać portfel. Sama pamiętam choćby czas studiów, o którym niebawem napiszę.
– tabele kalorii i składników odżywczych – informacje dla dbających o linię, dla których szukanie odpowiednich przepisów jest nieco utrudnione. Brak tej informacji powoduje, że można błędnie ocenić potrawę jako zdrową, bo na taką wygląda, a pozory często mylą.
– informacje dla osób na szczególnych dietach – z tym to naprawdę nie spotkałam się nigdzie. Owszem każdy kto ma jakąś dietę wie czego nie powinien jeść. Jednak w przepisie nie zawsze taką rzecz zauważy. Przykład – diabetyk. Nie może jeść cukru. W przepisie mamy koncentrat pomidorowy – zwykle dosładzany, nawet syropem glukozowym. Ale w przepisie nie ma tej informacji, więc niezorientowany diabetyk może wybrać taki przepis, co nie wyjdzie mu na dobre.
– informacje dotyczące możliwości i warunków przechowywania – jak również możliwości odgrzewania czy wykorzystania pozostałości zbyt małej na porcję dla człowieka. Są produkty, których nie powinno się odgrzewać z różnych powodów. Nie każdą gotową potrawę można przechowywać czy też zamrozić. O, właśnie. Ta informacja powinna być koniecznością, a niestety nie ma jej nigdy i dopiero kiedy ktoś w komentarzu o to zapyta, zaczyna się dyskusja, bo zwykle okazuje się, że nawet pani „kucharka”, która dodała przepis nic nie wie na ten temat. Są ludzie, którzy z braku czasu i z oszczędności również, wolą ugotować coś raz na 2-3 dni, albo nawet dużą ilość na raz i zamrozić. No i te resztki zbyt małe, by najadł się człowiek. Jak ma psa czy kota to dałby mu najchętniej. Jednak nie wszystkie elementy naszego menu są w psim czy kocim. Na przykład pies nie powinien jeść ziemniaków, a ani pies ani kot nie powinny jeść słodyczy czy niektórych warzyw, ani też rzeczy zbyt nasolonych i przyprawionych! Kotletów smażonych, w panierkach też psu czy kotu nie damy.
Niestety, przykre jest to, że czytając przepis musimy się takich rzeczy domyślać albo dopytywać o nie wujaszka Google. Niektóre jednak bierzemy sobie do serca aż za bardzo. Zwłaszcza osoby początkujące w kuchni. Czym nie trzeba się przejmować?
– czasem gotowania/pieczenia – o ironio, dopiero pisałam o tym, że błędem jest nie podanie go, ale ile razy zdarza nam się sytuacja typu: Co?! Jeszcze twarde? Przecież gotowałam tyle ile było w przepisie! Każda z nas najlepiej zna swoją kuchnię, kuchenkę, piekarnik, garnki. Tak samo jak ryż czy makaron musimy gotować nieco dłużej niż czas na opakowaniu, jeśli chcemy by był naprawdę miękki, tak samo trzeba gotować wszystko – wg własnego uznania. Jednej wystarczy półtwarde, inna woli miękkie. Ciasto w piekarniku możemy sprawdzić patyczkiem.
– zdjęciem – wspomniałam już, że zdjęcia potraw ogłupiają i dlaczego.
– przyprawą/składnikiem, który nam nie odpowiada – zawsze możemy nie dawać tej przyprawy czy tego składnika, albo po prostu dać inne. Modyfikowanie przepisów wg własnego uznania i eksperymentowanie w kuchni jest jak najbardziej wskazane! No może nie dla początkujących.
– składnikiem, którego wg nas jest za dużo – przecież nikt nie broni dać mniej, zwłaszcza cukru do ciasta. I to jest właśnie plus samodzielnego gotowania i pieczenia – wiesz ile czego dodajesz. Z tym, że pamiętaj, że jajka lepiej ubijają się im więcej damy cukru.
– że wyjdzie za dużo, a nie wiesz czy można zamrozić albo dać psu – czy ktoś broni podzielić ilość składników na połowę i zrobić o połowę mniej?
Jeśli coś ci nie wyjdzie to nie załamuj się i nie panikuj. U mnie zawsze jest załamka, ale połączona z intensywną analizą całego procesu przygotowania – od przepisu, do samej obróbki termicznej. Warto zwrócić uwagę, jeśli szuka się zdrowego jedzenia, nie tylko na składniki, ale też na wykonanie – zbyt długa obróbka lub zbyt dużo rodzajów obróbki w jednym przepisie wiąże się z tym, że wszelkie witaminy uciekają nam do wody czy niszczą się pod wpływem temperatury. I patrzmy też na składniki, które musimy kupić, bo gotowe półprodukty lubią też być naszpikowane chemią, a samodzielne gotowanie/pieczenie wolimy głównie dlatego, że jest zdrowsze! Pod warunkiem, że nie będziemy jak niektóre paniusie „kuchareczki” – najpierw wielkie hura, że same zrobiły ciasto, że super, że tak zdrowiej, wymądrzają się, a jak się kliknie w przepis to widzimy: herbatniki, biszkopty lub krakersy, albo ciasto z pudełka, krem z torebki, polewa z torebki, czekolady, lukier z torebki, galaretki, pisaki z barwnikami, kolorowe cukiereczki ozdobne i takie tam. Wnerwiają mnie takie „zdrowe” przepisy i „samodzielne kucharki”, które mają taką „wspaniałą” wiedzę kulinarną…