Zapewne wiecie, że ze względu na budowę ciała można rozróżnić trzy typy ludzkiej sylwetki. Jedni są endomorfikami i mają dość tego, że są grubi i tak łatwo tyją, a trudno im schudnąć. Inni są mezomorfikami – głównie faceci i sportowcy – bo mezomorficy to tacy, którym nie sprawia wielkich kłopotów przybranie masy mięśniowej. Trzeci typ to ektomorficy. Najprostsza definicja: chudzielce i słabeusze. Ale czy aby na pewno? Na wstępie ektomorfik pozdrawia zza swojego monitora. Tak, ja należę do tej zacnej grupy, więc drogi czytelniku, jeśli nie wiesz dlaczego nie tyjesz choć dużo jesz, witaj w klubie!

Jak już wspomniałam, ektomorfik to chudzielec. Chudzielec obżartuch. Bardzo szybka przemiana materii pozwala takiemu nawet na zajadanie się słodyczami bez obaw, że skończy się to wałami tłuszczu na brzuchu. Ektomorficy charakteryzują się długimi i bardzo szczupłymi kończynami. Innymi słowy, jak o kimś dobrze sobie wyglądającym powiemy, że jest „przy kości” czy „grubej kości”, analogicznie o chudzielcu możemy powiedzieć, że jest 'drobnej kości”. Oto i właśnie opis ektomorfika! Cała prawda! Szczególnie widać po nadgarstku jak cienkie są kości u takiego osobnika. Ja przecież dostawałam szału chodząc po sklepach z biżuterią i za nic nie mogąc znaleźć bransoletki, która nie byłaby za duża. Kolejna charakterystyczna cecha ektomorfika to smoczy apetyt. O taak, mam apetyt, a to, że jem i nie tyję jeszcze bardziej go podsyca. Za sprawą niskiej masy mięśniowej ektomorfik nie nadaje się do dźwigania, aczkolwiek to dość wytrzymały typ. Na dokładkę dochodzi jeszcze podatność na stres i łatwa utrata wagi właśnie ze stresu bądź przez zmniejszenie apetytu związane np. z chorobą, bo jak boli gardło czy ma się paskudną grypę to trudno cokolwiek przełknąć. Ach, byłabym zapomniała – kiedy sobie o tym poczytałam wyjaśniło mi się to co mnie nurtowało. Często mam temperaturę wyższą niż 36,6. To też cecha ektomorfika. Tak więc, kochany chudzielcu, jeśli spełniasz te warunki to piona, towarzyszu tej zacnej doli!

Wbrew pozorom życie ektomorfika nie jest takie proste. Równie dobrze taki może mieć kompleksy, tak jak i grubi. Jedni ektomorfikowi zazdroszczą. Też by chcieli być chudzi i móc wszystko jeść bez obaw, a jak pisałam w poprzednim poście, zazdrość prowadzi do różnych zachowań. Inni z kolei potrafią tylko wyśmiewać i wytykać palcami. Kobieta ektomorfik ma naprawdę przerąbane… bo to oczywiście kobiety głównie popadają w manie odchudzania i anoreksje. Ile razy zostałam nazwana anorektyczką, nawet przez członków rodziny, nie idzie już zliczyć… A naokoło tylko słyszę, że mam nogi jak patyczki, że jestem patyczak, kościotrup… no bez przesady. Patrzę na siebie w lustrze i wcale nie widzę, żebym miała kości na wierzchu. Nie dam się wpędzić w kompleksy, których udało mi się wyzbyć!!!

Tak, udało mi się wyzbyć kompleksów, których się nabawiłam w szkole przez durne, dokuczające mi dzieciaki. Myślę, że mojemu ektomorfizmowi dopomogła też niedoczynność przysadki. Tak, byłabym karzełkiem o wzroście około 120 cm gdyby nie sztuczny hormon. Endokrynolog, który prowadził terapię dziwił się zawsze, że nie przybywam na wadze. Zawsze miałam niedowagę. Geny też dołożyły swoje trzy grosze. Moja mama też jest niska i drobna. No właśnie, jednej, jedynej cechy ektomorfika nie spełniam – nie jestem wysoka. Do tego dochodzi młoda, dziewczęca twarz i bardzo mały biust. Ileż to razy słyszę, że mam podwójne plecy albo, że jestem deska. Nie zamierzam się o to gniewać. Mam gdzieś co myślą inni. Niestety człowiek sam sobie urody nie wybiera, a że ja do tego cenię sobie naturalność i praktycznie nie nakładam makijażu to moja sprawa, a jak ktoś zaczyna komentować to znaczy, że nie ma własnego życia i w jego wyglądzie nie ma nawet co komentować.

Ektomorficy muszą dużo nad sobą pracować. Nie tylko nad panowaniem nad emocjami, stresem, nad psychiką, by nie załamywać się niemiłymi komentarzami i śmiechami. Największym wyzwaniem każdego ektomorfika jest przytyć, przynajmniej do dolnej granicy normy wagi. Tylko pamiętajmy, że waga zależy od wzrostu. To ile powinniśmy ważyć obliczamy odejmując od wzrostu 100, a przedział odpowiedniej dla nas wagi obliczymy dodając i odejmując od naszej wagi idealnej, jej 15%. U mnie waga idealna wynosi 153-100, czyli 53 kilo. Brrr, chyba jednak czułabym się grubo tyle ważąc. Jednak jeśli policzymy przedział, wyjdzie nam, że odpowiednia waga dla mnie to od 45 kg do nawet 60! Jezu, nie wyobrażam sobie ważyć 60 😀 Chyba jednak już byłabym za gruba.

W internecie można znaleźć wiele stron poświęconych ektomorfikom, bo tak samo jak dla odchudzających się, dla ektomorfików ważna jest dieta i ćwiczenia. Dieta – musi być bogata w białko, a więc mięsko, ryby i strączki, z których najlepsza jest czerwona soczewica, no i oczywiście węglowodany, ale nie batoniki i ciasteczka, tylko ciemne pieczywo, pełnoziarnisty makaron czy wszelkiej maści kasze. Kasze, jak ja je kocham, a gryczaną to już w ogóle. Oczywiście nie zapominajmy o warzywach i owocach. Tak komponujemy sobie co najmniej 4-5 posiłków dziennie, co 3-4 godziny. Dla mnie to podwójna korzyść, bo mam takiego jednego kumpla, który nazywa się refluks. Jak najbardziej dla mnie jest takie 5 posiłków dziennie. Kaszę powinnam jeść tylko jaglaną, ale nie umiem, jem wszystkie, bo je kocham. Sorry żołądku, takie mam kubki smakowe! Kolejna sprawa – ćwiczenia. Przyznam, że kiedyś bałam się ćwiczyć. Bałam się uprawiać sport, biegać, bo po pierwsze nie radziłam sobie najlepiej na wuefie, szybko się zawsze męczyłam, a poza tym, zawsze się bałam, że przez to tylko schudnę. Jednak ektomorfik musi ćwiczyć, ale nie tak jak odchudzający się. Zupełnie inaczej. To musi być interwałowy trening siłowy. Siłownia, z jednej strony chciałabym tam chodzić, ale z drugiej na samą myśl o napakowanych facetach gapiących się na takiego mizernego chudzielca usiłującego dźwignąć sztangę dostaję gęsiej skórki. Nie wytrzymałabym tego. Niee, to nie dla nerwusa ektomorfika. Nie nadaję się do dźwigania, choć u rodziców na wsi potrafię dźwignąć worek ziemniaków ważący gdzieś około 30 kg. Jednak utrzymać w górze na dłuższą metę w celu zrobienia serii squatów nie ma szans. Warto jednak zacząć ćwiczyć przynajmniej w domu. Squaty można też robić bez obciążenia, albo napełnić wodą dwie pięciolitrowe butle po wodzie mineralnej i już ma się solidne obciążenie. Da się, tylko trzeba chcieć i trochę poczytać! Tylko należy pamiętać układając sobie ćwiczenia, że należy ćwiczyć trzy razy w tygodniu, każdego dnia inną partię mięśni: jednego dnia uda, łydki i pośladki, innego brzuch, a jeszcze innego mięśnie ramion, barki, klatka piersiowa. Ćwiczenia MUSZĄ być interwałowe. Kilka intensywnych serii z przerwami 60-90s. Nie wolno zapomnieć o rozgrzewce przed ćwiczeniami (około 15 minut biegu, podskoków, pajacyków itp.), a także o ćwiczeniach rozciągających po treningu. Aha i oczywiście w dni treningowe dobieramy sobie odpowiednio posiłek przed i po treningowy. W zależności o której godzinie chcemy ćwiczyć, posiłkiem przedtreningowym może być obiad albo podwieczorek, a potreningowym podwieczorek lub kolacja. Ja ćwiczę sobie w domu. W internecie można znaleźć mnóstwo ćwiczeń, tylko trzeba chcieć poszukać. Nie boję się już, że schudnę, ba, ćwiczenia sprawiają mi wielką przyjemność, zwłaszcza jak czuję po nich wszystkie mięśnie. Coś wspaniałego!!! A, jeszcze jedno… ektomorficy niestety powinni unikać aerobów czyli np. biegania, aerobiku, zumby. Tego właśnie nie potrafię. Uwielbiam zumbę i myślę, że nie schudnę jak raz w tygodniu sobie do paru piosenek zatańczę. Tak czy siak bycie ektomorfikiem ma więcej plusów niż minusów. Mimo, że spotykam się z niemiłymi słowami od innych, trudno mi znaleźć na siebie ciuchy, mam słabe mięśnie, to lubię mój ektomorfizm. Lubię jeść, od słodkości nie stroniąc, więc cieszy mnie to, że nie tyję w wały tłuszczu. Ogólnie lubię mój wygląd. To na punkcie czego kobiety zwykle mają kompleksy, ja u siebie najbardziej cenię, ale o tym innym razem. Niech żyje ektomorfizm!!!